• Stany Zjednoczone
  • sobota, 18 listopad 2017 10:37
  •   1671

Kulisy afery Watergate

Kulisy afery Watergate
Kulisy afery Watergate © archiwum

Wstrząsnęła Ameryką i całym światem. Zburzyła wizerunek prezydenta. To w jej wyniku miliony obywateli straciły zaufanie do władz, a pisząc o Watergate dziennikarze zrobili życiową karierę.

Masz zdjęia lub film do tego artykułu?   Wyślij je do nas!

Typography
  • Small
Udostępnij to

Pamiętacie Państwo popularny również w Polsce film „Wszyscy ludzi prezydenta”? Na pierwszym planie Robert Redford i Dustin Hoffman w rolach dociekliwych dziennikarzy, którzy odkryli, że w aferę zamieszany jest sam prezydent! Film zdobył cztery Oscary. I nic dziwnego, bo historia, na podstawie której powstał scenariusz, do dziś budzi gorące emocje.

NIEPROSZENI GOŚCIE
Wszystko zaczęło się nocą 17 czerwca 1972 roku. W recepcji Watergate, kompleksu biurowo-hotelowego w Waszyngtonie odebrano anonimowy telefon z informacja, że ktoś kręci się w części pomieszczeń, świecąc sobie latarką. Nocny stróż poszedł sprawdzić, o co chodzi. Nikogo nie zobaczył, ale na szóstym piętrze na zamkach u drzwi zauważył taśmy, które nalepiono, by się nie zatrzasnęły. Mężczyzna po prostu je zerwał, konturując obchód, ale gdy po powrocie zobaczył je ponownie, początkowe zlekceważenie sprawy zastąpił niepokój. Zadzwonił więc na policję, która około wpół do trzeciej nad ranem zjawiła się na miejscu. Funkcjonariusze spodziewali się włamywaczy, ale nie takich, jakich zastali w pomieszczeniach biurowych należących do partii demokratycznej. Rzadko który włamywacz udaje się bowiem na akcję w garniturze. A tutaj było aż pięciu takich nietypowo ubranych mężczyzn. Jeszcze większe zdziwienie wywołał ekwipunek – obok ślusarskich narzędzi i gumowych rękawiczek znajdowały się kamery, urządzenia podsłuchowe i niebagatelna suma pieniędzy – ponad 5 tysięcy dolarów! A gdy okazało się, że szef włamywaczy to James McCord – pracujący dawniej dla CIA i FBI, a wówczas szef bezpieczeństwa komitetu wyborczego republikanów, zrobiło się jeszcze ciekawiej. Jednak afera mogłaby zostać zamieciona pod dywan, gdyby nie dwaj wyjątkowo niedobrani dziennikarze „The Washington Post”.

CHAOS I PORZĄDEK
Tak w skrócie można określić Carla Bernsteona i Boba Woodwarda, którzy dostali polecenie zainteresowania się sprawą „jakiegoś drobnego włamania”. Pierwszy z nich miał świetne pióro, ale na co dzień pisał w dziale miejskim artykuły o niewiele znaczących przekrętach.
Co więcej, później okazało się, że typowano go do zwolnienia. Był bałaganiarzem, miał denerwujący sposób bycia, irytujące zwierzchników długie włosy i skłonność do romansów. Druga połowa dziś legendarnego duetu miała kilka atutów: niezłe wykształcenie, umiejętność zbierania informacji i niezrażania do siebie ludzi. Był jednak też pewien minus – pisał tak fatalnie, że po stażu w „Washington Post” wysłano go do pracy w nieznaczącej gazecie. Potem go przyjęto, ale miał jedną z najniższych pensji w redakcji.

SZOK I SKANDAL
Obu panów nie można było jednak odmówić dziennikarskiego nosa i wytrwałości. I choć wyniki śledztwa nie od razy były imponujące, to końcowy efekt szokował. A co tak naprawdę odkryli Berstein i Woodward? Otóż okazało się, że nocni goście z budynku Watergate zakładali u politycznych przeciwników podsłuchy. I nie była to jednorazowa akcja, tylko szereg nielegalnych z funduszu komitetu reelekcji prezydenta Nixona. Co prawda wygrał on jesienne wybory w 1972 roku i rozpoczął kolejną kadencję. Do wyjaśnienia całej sprawy powołano komisje senacką, której posiedzenia transmitowały stacje telewizyjne, oglądane przez miliony Amerykanów. Zaczęły się protesty i pojawiły się liczne żądania, by odwołano prezydenta. Zwłaszcza kiedy okazało się, że w Białym Domu za jego zgodą działał system podsłuchów. Jednak do oskarżenia Nixona nie doszło, ponieważ w sierpniu 1974 roku złożył on rezygnację. Niespełna 40 lat później okazało się, że kluczowym informatorem Bernsteina i Woodwarda był ówczesny zastępca szef FBI William Mark Felt, nazywany przez nich „Głębokie gardło”. Ponadto nie mógł on już dłużej znieść machinacji prezydenckiego sztabu.

Jak było naprawdę? Złośliwi twierdzą, że tego nie wiedział nawet sam Nixon, a „zwyczajni obywatele” zapamiętają tylko film z Redfordem i Hoffmanem.

Publikacja:
Sebastian Kalak
Podoba Ci się?
Rate this item
(0 głosów)