Droga niezgody
Droga dojazdowa do dwóch posesji należąca do Gminy Zduny osuwa się w stronę płynącej równolegle do niej rzeki Borownicy. To najważniejszy z problemów, natomiast mieszkańcy są bezradni.
Droga jest częścią ulicy 1 maja w Zdunach. Pozostała jej część, ta asfaltowa należy do powiatu. Część gminna stanowi dojazd do dwóch posesji. Mieszkańcy na własną rękę próbują utwardzić drogę. - Dwanaście lat po zezwoleniu na budowę, droga osunęła się o kilkanaście centymetrów w stronę rzeki - poinformowała nas jedna z mieszkanek. Wiceburmistrz Zdun Dariusz Obal komentuje: -To jest droga jednej z ostatnich kategorii. Nie można tego brać pod uwagę jak dróg głównych. Osoba, która starała się o warunki wiedziała, że w jakim terenie się znajduje. Tam jest znak ograniczenia do 2 t. Trzeba to trochę wypośrodkować. Naszym zadaniem jest naprawa dróg i to wynika z ustawy o samorządzie gminy, ale gminę obliguje też ustawa o finansach publicznych, czyli gmina nie może robić czegoś, czego nie ma w budżecie i nie ma na to środków. Tutaj przy normalnym użytkowaniu drogi nie powinno być większych problemów. Wiceburmistrz zaznaczył również, że zarządcą rzeki jest firma z siedziba w Jarocinie. -Nadal przejeżdżają tędy maszyny rolnicze, mimo, postawionego znaku. Odnowili go w 2011 r. Ograniczenie jest do 2 t - powiedziała nam inna mieszkanka. - Droga została zmiękczona. Rozmiękczył ją tez śnieg, którego zimą nikt nie odgarniał. Przyczyną tego jest też m.in. to, że 3-4 lata temu był prowadzony prąd do oczyszczalni ścieków pod tą drogą - dodała. - Tego tematu nie znam, nie zajmowałem się tym wtedy, ale z tego co wiem, to oczyszczalnia ma zasilanie z drugiej strony. Z tego co widać, nie jest tam nic rozryte, więc nie sądzę, że miało to wpływ na to, że się droga obsuwa - skomentował sprawę wiceburmistrz. Mieszkańcy wskazywali na to, że problemem są też rosnące z drugiej strony rzeki topole, które stanowią zagrożenie. - Drzewa są własnością prywatną i należą do spółki BM Kobylin. Była swego czasu nawet taka historia, że pani mieszkająca tuż przy zakręcie prosiła o usunięcie drzew obok jej posesji. Wówczas zgłosiliśmy się do firmy Pfeiffer und Lange, żeby dali nam pełnomocnictwo i my jako Urząd zgłosiliśmy się do Starosty Krotoszyńskiego, a on wydał pozwolenie - poinformował naszą redakcję wiceburmistrz. Sprawę podsumował krótko: -My nie możemy teoretycznie działać na tym cieku, bo to nie jest nasze. Powinien być metr dostępu, by zarządca rzeki mógł prowadzić prace konserwatorskie.