To były ciężkie czasy
Rozmowa z Mieczysławem Skowrońskim, prezeem Solidarności Weteranów Pracy w Zdunach, który to mając zaledwie 10 lat stał się bohaterem w swojej rodzinnej wsi Wielkopole w woj. Lubelskim.
W 1943 r. Niemcy napadli na naszą wioskę i rozpoczęli łapankę. Otoczyli wieś. Tak się złożyło, że mój wuj-dowódca jednostki partyzanckiej mieszkał u nas. Obok mojego domu była szkoła, a tam Niemcy ustawili RKMy [Ręczne Karabiny Maszynowe-Toldo]. I Polacy widząc, że jest łapanka, zaczeli uciekać do lasu. Niemcy zaczeli strzelać. Jak chodziłem do szkoły na tajne nauczanie to ułożyłem o tym piosenkę i poszedłem do mojej wychowawczyni, żeby poprawiła mi błędy. I ona poprawiła. A tytuł jej był taki: „A cóżeś Ty winna ty Polsko kraino, że na Twojej ziemi tak Polacy giną.”
Czy mógłby nam pan przytoczyć słowa tej piosenki?:
Jeszcze nie świtało, kiedy przyjechali,
Obstawili wioskę, do ludzi strzelali.
Ludność przestraszona, do lasu ucieka,
A tam na wsi mówią, zabili człowieka.
Chłopi w śnieg popadali,
Leżą jakby wryci,
A żandarmi mówią,
Że to są bandyci.
Przecież my Polacy,
Oto z tej wioszczyny,
Wyciągają do nich,
Zdrętwiałe rączyny.
Tą wieś opuścili,
I poszli na inną,
Tam robią łapanki,
Bardzo nieprzyjemne
Paru już złapali,
Paru poranili,
A tam żona płacze,
Męża jej zabili.
A cóżeś Ty winna,
Ty Polsko kraino,
Że na Twojej ziemi,
Tak Polacy giną.
Czy udzielał się pan jakoś w działalności podziemnej?
Siostra mojej nauczycielki p. Anny Ptaszyńskiej pracowała jako dyrektorka teatru w Warszawie, więc my mieliśmy teatry na wiosce, jako młode dzieci. Mieliśmy występy w stodołach, gdy okna były zaciemnione i słychać było bombowce. Po wojnie, nauczycielka wyjechała.
Wspominał pan, że piosenka była hymnem oddziału powstańczego, jakiego?
Było hymnem Batalionów Chłopskich w Goszkowie (należało do tego 24 wioski). Dowódcą tego oddziału był podporucznik Zygmunt Łysakowski, mój wuj. Dowódcą regionu był major Franciszek Dziedzic.
Czy po wojnie, ktoś pamiętał o tej pieśni?
Było to po wojnie śpiewane w szkole, której się przedtem uczyłem. W czasie wojny w tej szkole mieścił się Sztab Oficerski Armii Niemieckiej.
To gdzie się pan później uczył?
Gdy Niemcy wkroczyli, szkołę zlikwidowali. Wtedy trzeba było się uczyć tak po kryjomu w domu. Wychowawczyni była moją sąsiadką, mieszkała dwa domy ode mnie. Przychodziła do nas i nas uczyła.
Czy wie pan coś o działalności tego oddziału partyzanckiego?
Tak, w czasie wojny, był u nas sołtys. On był volksdeutshem i wydał kilku partyzantów. On miał brata, który był bardzo do niego podobny. Oddział postanowił go zlikwidować. On, jako szpicel, był przebiegły, uciekł na strych, gdy zobaczył partyzantów, a do niego brat, właśnie wchodził do jego domu i partyzanci jego właśnie zabili. Razem z nim była córka zabitego, która rozpoznała jednego z partyzantów, a on ją zastrzelił. Ona była narzeczoną mojego wuja. Ten, dowiedziawszy się o tym, obiecał sobie, że się nigdy nie ożeni. Zmarł po wojnie, w Łodzi jako kawaler w wieku 83 lat. Po wojnie sołtys ożenił się z siostrą jednego z partyzantów, który miał go zabić. Ze względu na to, że miał już dzieci, ten partyzant poprosił dowódcę, by mu darować życie. Winy sołtysa zostały wybaczone.
Rozmawiał Łukasz Cichy