Wywiad z Marią Krzyżostaniak
Rozmowa z Marią Krzyżostaniak, 91-letnią mieszkanką Zdun, która mieszka tu od 1946 r. opowiada ona o czasach wojny i okresie powojennym na terenie południowej Wielkopolski.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Jak pamięta Pani II Wojnę Światową?
Maria Krzyżostaniak zd. Nowacka: Miałam nieskończone 19 lat. W południe, 1 września w urzędzie w Babkowicach, gdzie mieszkałam, przyszła wiadomość o wybuchu wojny. Wszyscy zostawili wykonywaną przez siebie pracę i wrócili do domów. Wieczorem razem z rodziną uciekaliśmy w kierunku Gostynia. Drugiego dnia musieliśmy wracać do domu, na wieść, że w tamtym miejscu są już Niemcy. Trzeciego dnia przyjechali tam polscy żołnierze, ochotnicy z naszych rejonów. Mój ojciec powiedział im, że mieszka tu dużo Niemców i mają stamtąd uciekać, a my pracowaliśmy dalej. Niemcy szukali ich kilka dni później. Nikt ich wtedy nie wydał, choć wielu ich znało.
Czy widziała Pani niemieckie wojska zajmujące te tereny?
Pamiętam, że Niemcy jechali konno naszą ulicą.
Czy ktoś z Pani rodziny brał udział w tej wojnie?
Mój brat, Ludwik Nowacki (1914 r.) i mój szwagier Edmund Fabianowski (1919 r.). Brat był w Lesznie i zginął pod Warszawą, a szwagier był w Krotoszynie i przeżył wojnę.
Dowiedziałem się, że Pani brat był w 55 poznańskim pułku piechoty, a szwagier w 56 pułku piechoty Wielkopolskiej. Dlaczego Pani ojciec nie walczył razem z nimi?
Był za stary, ale w 1919 r. brał udział w powstaniu.
Wielkopolskim?
Tak.
Niemcy w czasie wojny go przez to nie prześladowali, tak jak wielu innych powstańców wielkopolskich?
Tak! Przychodzili wciąż, ale Niemiec go uratował.
Jaki Niemiec?
Nazywał się Barc. Imienia nie pamiętam.
Dlaczego go uratował?
Był jego kolegą z pracy.
Jak było u Was z żywnością? Skąd ją mieliście?
Mieliśmy krowy, kury, trzodę chlewną. Na jedzenie nie narzekaliśmy.
Partyzanci działali na Waszych terenach?
Przychodzili, dostawali jedzenie i ruszali dalej.
A podczas wizyt Niemców, kto z nimi rozmawiał?
Matka i ojciec, bo znali język niemiecki.
Nikt po za tym?
My też rozmawialiśmy.
A znaliście język niemiecki?
Nie.
Niemcy znali język polski?
Niektórzy znali dobrze, niektórzy słabo, inni wcale.
Jak pamięta Pani koniec wojny?
Niemcy przyszli po jedzenie i pojechali dalej. Potem przyszli Rosjanie. Weszli do naszego domu. Rozejrzeli się, sprawdzili pomieszczenia, ale nic nie zabrali. Później przyszli polscy partyzanci, ale długo nie byli, poszli ścigać Niemców. Zanim przyszli Rosjanie, mój ojciec spalił księgę, w której byli wymienieni wszyscy, którzy brali udział w powstaniu sprzed 25 laty.
Po wojnie pamiętał ktoś o bohaterskich losach Pani brata?
Wtedy zginęło też wielu jego kolegów. Na cmentarzu w Pępowie jest tabliczka z nazwiskami i jest też on-Ludwik Nowacki.
A Pani ojciec? Czy po wojnie ludzie wiedzieli, że brał udział w Powstaniu Wielkopolskim?
Dostawał medale, stopnie wojskowe, zapraszali go na uroczystości, a na jego pogrzeb przyjechała delegacja wojskowa. Przyjechał też brat ojca, Marian Nowacki, który był majorem.
A czy Pani stryj także brał udział w czasie II Wojny Światowej?
Nie wiem. Przed wojną był w Lesznie.
W 55. poznańskim pułku piechoty razem z Pani bratem?
Tak, moja siostra, która była w 1938r. na przysiędze w Lesznie, spotkała stryja.
Od kiedy mieszka Pani w Zdunach?
Od ślubu, od 1946 r.
Gdzie pracowała Pani w czasach PRLu?
W Urzędzie Miejskim w Zdunach.
Jak ocenia Pani zmiany w Zdunach przez te wszystkie lata?
Dobrze, domy powstają, miasto się rozwija.
A na koniec pytanie, kiedy było najlepiej Pani zdaniem, przed II Wojną Światową, w okresie PRLu czy obecnie?
Przed wojną.
Rozmawiał Łukasz Cichy