Miałam wszystkie objawy koronawirusa
Niedawno odwiedziła północne Włochy, potem słoneczną Kalifornię. Kiedy zaczęła kaszleć i gorączkować, mieć duszności połączone z bólami mięśni, pani Anna była niemal pewna, że zaatakował ją korona wirus. Po pomoc udała się do szpitala w Krotoszynie (woj. wielkopolskie). Tam zderzyła się brutalną rzeczywistością.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
– Wszystkie moje objawy wskazywały na korona wirusa – mówi dziś pani Anna. – Szpital wykluczył grypę. Umieścił ją w izolatce. Potem zgodnie z procedurą miała trafić do szpitala z oddziałem zakaźnym. – Lekarz z Krotoszyna dzwonił po oddziałach zakaźnych, ale nikt mnie nie chciał – mówi pani Anna na nagraniu, które sama nagrała i opublikowała relację w internecie.
Chora z podejrzeniem zarażenia groźnym wirusem została zatem w zwykłym szpitalu. Pobrano jej próbki do badań. – Była to godz. 13:00, może 14:00. Laboratorium w Warszawie pracowało od 7:00 do 15:00 – dodała, wskazując, że było za późno, by w stolicy przebadano jej próbki.
Pani Anna czekała na wieści aż 88 godzin! Dopiero po tym czasie mogła odetchnąć z ulgą, bo okazało się, że jest zdrowa. – Tacy jesteśmy w mediach narodowych przygotowani, całodobowa infolinia, kursy mycia rąk, wszystko, ale próbki do 15:00. Koronawirus od 15:00 ma wolne, spędza czas z rodziną – ironizuje pacjentka.
Sprawą zajmuje się już Ministerstwo Zdrowia. – Jeżeli wyglądało to tak, jak opisuje ta pani, to procedury zostały złamane. Już tę sytuację wyjaśniamy – stwierdził Wojciech Andrusiewicz, rzecznik MZ.