• poniedziałek, 08 listopad 2010 12:19
  •   2030

Mieszkanki Krotoszyna na żaglowcu Fryderyka Chopina

Mieszkanki Krotoszyna na żaglowcu Fryderyka Chopina
Mieszkanki Krotoszyna na żaglowcu Fryderyka Chopina © © Agencja Gazeta

Na pokładzie żaglowca Fryderyk Chopin, któremu złamały się dwa maszty, płyną dwie młode mieszkanki Krotoszyna – Kasia Patryniak i Kasia Zajączkowska. Jak ich rodzice zareagowali na tę dramatyczną sytuację?

29 października, w godzinach porannych, przy sztormowej pogodzie (siła wiatru sięgała 9 stopni w skali Beauforta), polski żaglowiec stracił oba maszty i dryfuje, ciągnąc je za sobą. Wśród 47-osobowej załogi statku jest 36 nastolatków uczestniczących w projekcie Szkoła pod żaglami. Jak już pisaliśmy na łamach Rzeczy, na Karaiby płyną Fryderykiem Chopinem dwie gimnazjalistki z Krotoszyna. Informacje przekazywane przez media są pozytywne – wszystkie osoby znajdujące się na pokładzie są bezpieczne i zdrowe. Uszkodzony żaglowiec, dryfujący w rejonie wyspy Scilly, jest holowany przez statek rybacki w stronę brytyjskiego wybrzeża. – Paniki nie ma. Jesteśmy spokojni o dzieci, są pod dobrą opieką – powiedział Rzeczy Michał Zajączkowski, ojciec Kasi. – Oczywiście, jesteśmy pewni, że wszyscy będą bezpieczni, ale cały czas odczuwamy wewnętrzny niepokój – stwierdził z kolei Przemysław Patryniak, ojciec drugiej krotoszyńskiej uczestniczki rejsu. Rodzice nie mają żadnej łączności z dziećmi, kontaktują się z nimi przez internet tylko wtedy, gdy żaglowiec zawija do portów. O awarii statku usłyszeli dzięki mediom. – Ja dowiedziałem się od kolegi, który usłyszał o tym w radiu – wyjaśnia P. Patryniak. Zadzwonił do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które uruchomiło specjalną infolinię. – Tam weryfikujemy wszystkie wiadomości medialne – dodaje. M. Zajączkowski. Powiedział nam, że informacja o uszkodzeniu żaglowca w pierwszej chwili prawie ścięła go z nóg. Z każdą następną uspokajał się, bo docierały do niego dobre wiadomości. Według M. Zajączkowskiego uczestnicy rejsu przeżyli już na pokładzie Fryderyka Chopina sztorm, gdy płynęli po Morzu Północnym. – Myślę, że to ich mogło uodpornić na stres, jaki się teraz pojawił – uważa. Rodzice czekają niecierpliwie na ten moment, gdy będą mogli porozmawiać ze swymi dziećmi. – Cała przyszłość „Szkoły pod żaglami” stoi obecnie pod dużym znakiem zapytania – zaznacza Zajączkowski.

Publikacja:
Agata Babijów-Grzywacz
Podoba Ci się?
Rate this item
(0 głosów)