• czwartek, 06 październik 2016 11:11
  •   649

Rozruchy w Miliczu

Rozruchy w Miliczu po tym, jak zatrzymany przez policję chłopak trafił do szpitala
Rozruchy w Miliczu po tym, jak zatrzymany przez policję chłopak trafił do szpitala Rozruchy w Miliczu po tym, jak zatrzymany przez policję chłopak trafił do szpitala © Bartosz Jakubowski

Krwawe ślady na czole, na skroni, na boku… To efekt kul wystrzelonych z broni gładko lufowej w Miliczu (woj. dolnośląskie), gdzie we wtorek policja starła się z demonstrującym tłumem.

Masz zdjęia lub film do tego artykułu?   Wyślij je do nas!

Typography
  • Small
Udostępnij to

To miał być protest przeciwko brutalności policji wywołany zdarzeniami sprzed kilkunastu dni, kiedy na posterunku pojawił się 22-letni mężczyzna. – Był pijany, stracił równowagę i upadł na głowę. Nic poważnego mu się nie stało. Został odwieziony najpierw do szpitala na badania, a następnie do domu, gdzie zajęła się nim rodzina – przekonuje Paweł Petrykowski, rzecznik dolnośląskiej policji.

Ale uczestnicy manifestacji pod komisariatem wiedzą swoje. – On został skatowany. Teraz leży w szpitalu we Wrocławiu z wielkim szwem na głowie! Usunęli mu krwiaka! - argumentują. Są oburzeni tym, że policja użyła wobec nich broni. – Strzelali do nas na oślep – twierdzą. O tym, że sami rzucali w mundurowych kamieniami i butelkami, mówią niechętnie. – Broniliśmy się – słyszymy. Kto się bronił, a kto atakował?

Policja, która zatrzymała dziewięć najbardziej agresywnych osób, ma w tej sprawie jasne stanowisko. – Broni głabkolufowej użyto, gdy nie pomogły łagodniejsze próby uspokojenia sytuacji. Przed salwą ostrzeżono, że zaraz do niej dojdzie – mówi Petrukowski. I zapewnia, że policjanci nie celowali też w głowy. – Jeśli ktoś ma ranę w tym miejscu, to znaczy, że dostał rykoszetem – twierdzi.

Jak widać na zdjęciach, rykoszety były. Bilans strat? Siedmioro rannych, w tym czterech policjantów. Czyżby kamienie były celniejsze?

Publikacja:
Sebastian Kalak
Podoba Ci się?
Rate this item
(0 głosów)