Rzuciły się pod pociąg trzymając się za ręce
Szok. Ci, którzy znali Olę i Julię, nie mogą uwierzyć, że 16-latki nie żyją, że rzuciły się pod pociąg towarowy w Świdwinie (woj. zachodniopomorskie). Dziewczyny nie reagowały na krzyki przypadkowych świadków ich desperackiego kroku. Umarły, trzymając się za ręce.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Aleksandra K. (†16 l.) mieszkała w jednej z podświdwińskich wsi, jej równolatka Julia M. (†16 l.) w samym Świdwinie. Znały się ze szkoły. Przez pół roku chodziły do tego samego liceum, do jednej klasy. Potem Ola musiała przenieść się do innej placówki. Nabroiła i zmiana szkoły była warunkiem kontynuowania nauki.
Dziewczyny mimo to trzymały się razem. Często się spotykały, razem się bawiły, razem krążyły po mieście. Tak też było w piątek wieczorem. Poszły w pobliże torów kolejowych w okolicy ul. Batalionów Chłopskich. To miejsce oddalone o kilkanaście metrów od dworca PKP, które młodzież upodobała sobie na towarzyskie spotkania.
Dlaczego Ola i Julia postanowiły, trzymając się za ręce, rzucić się pod nadjeżdżający pociąg? Nie wiadomo. Nie zostawiły listu pożegnalnego. Choć nie były aniołkami, nikt z ich otoczenie nie podejrzewał, że mogą mieć problemy, z którymi sobie nie radzą. Na razie, póki nie ma wyników sekcji zwłok, nie można wykluczyć, że to alkohol bądź narkotyki pchnęły je do targnięcie się na życie.
– Ola robiła u mnie zakupy, by zachowywała się ostatnio dziwnie. Była miła, sympatyczna, jak zawsze – mówi Maja Olejnik, sprzedawczyni ze sklepu przy świdwińskim liceum. Policja nie udziela informacji na temat okoliczności tragicznego zdarzenia i jego przyczyn branych pod uwagę w prowadzonym postępowaniu wyjaśniającym. Przesłuchiwani są świadkowie, którzy próbowali powstrzymywać dziewczyny przed samobójstwem.
W poniedziałek, w liceum planowane jest spotkanie młodzieży z psychologiem. – Musimy uczniom pomóc przejść przez tę tragedię – mówi Krzysztof Mrowiński, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Świdwinie.