Fatum nad kursantami
Przysłowiowe pierwsze koty za płoty ma za sobą już grupa kursantów, którzy przystąpili przedwczoraj do nowego egzaminu praktycznego na prawo jazdy. W kaliskim Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego przeprowadzony egzamin nie wróży pozytywnego odbioru nowych zasad, ale w porównaniu z egzaminami w innych miastach – nasz WORD wypadł przyzwoicie…
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Pierwsza grupa kursantów przystąpiła do egzaminu praktycznego według nowych zasad, które wcielono w życie 19 stycznia. Wcześniej informowaliśmy o zasadach, jakie aktualnie obowiązują. Kursanci mają zadanie odpowiedzieć TAK lub NIE na 32 pytania wybrane z puli 3000 pytań. Przed zmianami kursanci otrzymywali wcześniej bazę 500 pytań i odpowiadali na 18 spośród nich. Nowe pytania to tzw. pytania sytuacyjne. Kursant ma się bowiem wcielić w rolę kierowcy i sprawdzane są jego umiejętności oceny sytuacji na drodze.
W Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Kaliszu pierwsza grupa licząca 74 kursantów przystąpiła do egzaminu. Po 20 minutach salę opuszczali pierwsi egzaminowani, każdy ze sceptycznym wyrazem twarzy. Rezultat po egzaminie był następujący – wynik pozytywny uzyskało tylko 10 osób, co daje średnią 15,5 % zdawalności. Nie tylko w Kaliszu egzaminowani załamują ręce. W Lublinie w pierwszym dniu nowych testów na 9 przystępujących do zadań tylko 3 osoby zdały, choć do tej pory jest to rekordowy, najlepszy wynik. Gorzej było w Jeleniej Górze, gdzie spośród 20 osób tylko dwie wyszły z Sali z uśmiechem na twarzy. We Wrocławiu z kolei na 54 kursantów raptem 15 osobom udało się zdać test. Najgorzej wypadła Zielona Góra. Tam do pierwszego egzaminu podeszło 75 osób. Zdały tylko… 2 osoby. Gwoździem do trumny okazał się fakt, że sam dyrektor zielonogórskiego WORD-u nie uzyskałby pozytywnego wyniku, gdyby dziś zdawał egzaminy na prawo jazdy. Pan dyrektor powinien się więc cieszyć, że swoje „prawko” już dawno ma w kieszeni…
Prognozy zdawalności trochę lepsze są w praktycznym egzaminie czyli tzw. „jeździe”. Egzaminatorzy sa łagodniejsi i zdawalność jest wysoka. To jednak nikogo nie zaskakuje, biorąc pod uwagę ilu kursantów w ogóle podchodzi do tego etapu. W ośrodkach w całej Polsce dziennie do praktycznego egzaminu na prawo jazdy podchodzi po kilkanaście osób, gdzie do tej pory było ich kilkadziesiąt w każdym.
Oprócz nerwów, ucierpią portfele kursantów. Do tej pory szkoły nauki jazdy oszczędzały na wykładach teoretycznych, bo każdy przyszły kierowca otrzymywał komplet pytań, które przyswajał w domu. Teraz wykłady będą musiały być prowadzone sumiennie i często, bo nowe pytania nie są ogólnodostępne. Wzrosną zatem ceny kursów. Ponadto kursanci, którzy testów nie zdają, będą płacić więcej za powtórkę egzaminu ( z 22 złotych koszt wzrósł do 30 złotych za egzamin teoretyczny), a często także wykupić dodatkowe lekcje jazdy. Same ośrodki szkolenie muszą zaopatrzyć się w nowe sprzęty obsługujące programy, jakich używają WORD-y do nowych egzaminów.
Oburzenie kursantów wzrasta z każdym dniem. Na forach internetowych aż roi się od komentarzy, które jednogłośnie potwierdzają negatywny stosunek do nowych przepisów. Nie lepsza jest reakcja kursantów w samych ośrodkach, którzy załamują ręce opuszczając sale. Egzamin na prawo jazdy uchodzi za jeden z najbardziej stresujących w życiu, a przede wszystkim związany z najwyższymi kosztami. Wielu kursantów do egzaminów podchodzi po kilkanaście razy, są kursanci, którzy od lat starają się o „prawko”. Coraz więcej osób stara się więc o uzyskanie prawa jazdy za granicą. Wystarczy wyjechać np. do Anglii na 5 dni i zapłacić 200 złotych, by zdać egzamin. Takie perspektywy proponuje kilka krajów, a Polacy chętnie po nie sięgają.
W ostatnich dniach wytworzyła się głośna polemika o efektywność systemu zdobywania umiejętności zachowania za kierownicą i zdawania egzaminów. Za wzór podaje się system zagraniczny, który przyjął się w wielu krajach Europy i świata. Przyszli kierowcy uczą się jeździć samochodem pod okiem swoich opiekunów (najczęściej rodziców), a dokumenty zdobywają zdając egzamin praktyczny pod okiem specjalisty. Ta metoda ma kilka zalet. Przede wszystkim uczący się jeździć nie odczuwają tak dużej presji związanej z nauką u obcych osób. Nie krępują się zapytać, poradzić, poprosić o powtórzenie zadania. Często w szkołach nauki jazdy ten problem występuje – kursanci wstydzą się prosić o pomoc w rozwianiu wątpliwości odnoście kierowania pojazdem, w szczególności, gdy jeżdżą w towarzystwie innych kursantów. Samodzielna nauka uczy także odpowiedzialności. Bardziej szanujemy pojazd, który należy do naszych rodziców, zdajemy sobie sprawę z konsekwencji ewentualnej szkody. Co najważniejsze – kursant uczy się tak długo, jak potrzebuje. Liczba godzin, podczas których zdobywa umiejętności nie jest określona, szkoli swoją jazdę w dowolnym czasie i miejscu.
System zagraniczny w naszym kraju negowany jest z jednego, głównego powodu. Ośrodki WORD nie byłyby już tak bardzo potrzebne, a szkoły nauki jazdy tym bardziej. Wielu ludzi straciłoby miejsca pracy, o które tak ciężko. Zastanowić należy się jednak, co jest ważniejsze – biznes, czy dobro przyszłych kierowców? Większość kursantów to uczniowie, którzy przygotowują się do matury, osoby niepracujące, które swoje całe oszczędności wydają na zdobycie prawa jazdy. Hierarchia priorytetów staje się tu decydującym wyznacznikiem, który blokuje wprowadzenie racjonalnych, nowoczesnych zmian.
Nowe zasady do tej pory nie przeszły pomyślnie testu. Trudno przewidzieć, czy będzie lepiej, czy gorzej. Przyszłym kierowcom sen z powiek spędzają nowe egzaminy i stres. Specjaliści zapewniali, że nowe przepisy wprowadzą bezpieczeństwo i wysoką kulturę ruchu drogowego. Jak na razie jedynymi efektami, jaki wniosły nowe egzaminy są oburzenie, bezradność i nieprzespane noce młodych kierowców.