Wyprawa na Woodstock, czyli wkraczanie do innego świata
Na początku sierpnia w Kostryczniu nad Odrą odbył się 18. przystanek Woodstock. Przybyło na niego kilkaset tysięcy osób, w tym wielu z naszego powiatu. Najbardziej podobał im się występ zespołu Sabaton (gwiazdy festiwalu), Ministry i Luxtorpedy oraz zachowanie Woodstockowiczów.
Na przystanku Woodstock bawiło się wiele osób z naszego powiatu. Niestety nie jesteśmy w stanie określić liczby, przybliżamy zatem ich wspomnienia. - Od momentu wyjścia z pociągu rozpocząłem integracyjne konwersacje z woodstockowiczami, przez około 4 godziny szliśmy wspólnie na woodstockowe pole, po drodze "nawinęli" nam się kolejni festiwalowicze z uśmiechem spiewający "oooo, jedziemy na Woodstock". Atmosfera już na wstępie była świetna, jak to zwykle na Woodstocku - powiedział na Woodstockowy "weteran" Jakub Modzelewski z Krotoszyna. Woodstock był podzielona na małą i dużą scenę, a między nimi rozciągały się pola namiotowe. Były warsztaty ASP, na któryh odbywały się zwykle spotkania z ważnymi osobami m.in. bp Tadeuszem Pieronkiem, gen. Waldemarem Skrzypczakiem, kpt Tadeuszem Wroną czy Bogusławem Wołoszańskim. Poza polską i niemiecką policją nie zabrakło też Pokojowego Patrolu, który to strzegł porządku. - Ze względu na tego typu festiwalową kulturę ludzie byli dla siebie przemili, ale sporadyczne akty przemocy były od razu tłumione słowami pokoju... Dzien pierwszy był muzycznie integracyjny, kilkudziesięciu festiwalowiczy zaczęło grać na kontenerach na śmieci, lecz niebieskiemu patrolowi nie spodobało się to zbytnio. Sam spotkałem się z groźbą użycia "teleskopu", poprostu pomyśleli, że wszysto im wolno jeśli są "porządkowymi" - dodał Jakub Modzelewski. - Tegoroczny Przystanek Woodstock przywitał nas przyjazną i klimatyczną atmosferą, którą znamy już od dobrych kilkunastu lat. Festiwal skończył osiemnaste urodziny, a my bawiliśmy się wciąż tak samo priorytetując miłość, przyjaźń i muzykę - poinformowała nas Monika Twardowska z Krotoszyna. - Zabawa zaczęła się już na kilka dni przed rozpoczęciem Woodstocku, ale prawdziwe przeżycia rozpoczęły się dopiero pierwszego dnia Festiwalu, gdy na scenę wkroczyły pierwsze gwiazdy. Osobiście najbardziej zależało mi na Ministry. Zagrali bardzo dobry koncert. Drugiego dnia pojawili się m. in. Machine Head i Luxtorpeda (podczas ich występu moi rodzice mieli okazję być na scenie, relacjonowali mi naprawdę niesamowite przeżycia). Drężmak, gitarzysta Luxtorpedy, któremu wręczono Złotego Bączka, był tak zabiegany, że gdy natknął się na scenie na moją mamę, to podał jej go do przypilnowania. Bardzo się wtedy cieszyła i naprawdę miło to wspomina - dodała z uśmiechem. Najlepiej wszyscy wspominają koncert Sabatona, który śpiewał wielokrotnie o polskich żołnierzach walczących pod Monte Cassino, Wizną oraz w Powstaniu Warszawskim. Podczas ich koncertu rozwinięta była wielka flaga. -Stałem przed tą flagą. Przede mną stały może dwie - trzy osoby, a dalej była scena. Podobało mi się to. Nie chcieliśmy wypuścić Sabatonu ze sceny i wciąż krzyczeliśy na bis - mówił dumnie Patryk Krynicki ze Zdun. - Najbardziej ucieszył mnie fakt uczczenia godziny "W" przez zagranie hymnu Polski przez jednego z gitarzystów - dodał Jakub Modzelewski. Najważniejsze były stosunki międzyludzkie. To coś, czego nie można pominąć w historii Woodstocku. Ci, którzy tam jechali mówili, że każdy, kto jedzie tam poraz pierwszy zawsze będzie obawiał się stereotypowych zachowań, co w praktyce nie ma na Woodstocku miejsca. - Ich otwartość, życzliwość, radość, uprzejmość,bezinteresowność. Bywały momenty, że nie miałam już za co kupić jedzenia - żaden problem. Za chwilę podchodził do mnie ktoś, kto dzielił się ze mną bez problemu. W ogóle każdy moment tam cieszył mnie. Poranny prysznic, czy nawet droga do gastronomii przynosiła wiele radości. Ludzie, którzy od rana obdarowują Cię uśmiechem. Coś niesamowitego. Podobała mi się strasznie duża scena, jej ogrom i w ogóle miejsce festiwalu. Z dala od hałasu miasta. Idealnie umiejscowiona ASP na górce, z której był piękny widok na głowną scenę. Kolejną rzeczą - grzybek i zabawy w błocie. Chyba najpiękniejsza atrakcja festiwalu - mówiła Natalia Wudarska z Biadek. - Wkraczanie na teren Woodstocku jest jak wkraczanie do innego świata, gdzie nikt nie patrzy na to jak się wygląda i co się tam robi. Luźna atmosfera uderza z każdej strony i pozytywnie nakręca. Nawet stanie w kolejce z Woodstockowiczami nie jest nudne. Najgorszy staje się powrót do domu, bo człowiek nie chce wyjeżdżać. W końcu jednak dało się we znaki także zmęczenie po tych kilku dniach pełnych wrażeń, ale było warto. Byle do następnego - podsumowała Monika Twardowska. - Niesamowity spokój, dobra organizacja, ludzie mili, sympatyczni, aż serce się kroi, że tacy w ogóle istnieją. Jestem pozytywnie zaskoczona i w przyszłym roku jadę na sto procent, zabiorę nawet ze sobą mamę, jeśli zdrowie jej pozwoli - dodała Natalia Wudarska.