Katastrofa „Titanica”
O tej tragedii wszystkiego nie dowiemy się nigdy. Między innymi dlatego, że ponad 114 lat temu nie zadbano o wyjaśnienie jej przyczyn. Ale kilka z nich można wymienić z całą pewnością – głupotę, nieodpowiedzialność i chciwość.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Badacze losów „Titanica” skupiają się na szczegółach konstrukcyjno0technicznych statku, próbując wyjaśnić przyczyny jego zatonięcia. Jednak w tej opowieści ogromne znaczenie mają ludzie, których wyobraźnia, a raczej jej brak – doprowadzili do katastrofy. Doszło do niej w nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 r. Ale cała historia zaczęła się aż 5 lat wcześniej.
WYPRZEDZIĆ KONKURENCJĘ
Doszło wówczas do spotkania Josepha Bruce’a Ismaya, dyrektora generalnego kampanii White Star Line i lorda Williama Pirrie, ważnego udziałowca stoczni Harland and Wolff w Belfaście. Obu panów, od lat współpracujących ze sobą, zaniepokoiła mocno działalność ich konkurencji – kampanii żeglugowej Cunard Line. Zwodowała ona bowiem rok wcześniej dwa komfortowe statki: Mauretania i Lusitania. Aby przetrwać na rynku, należało więc włączyć się do wyścigu.
Tak powstała idea budowy, trzech luksusowych statków: „Olympic”, „Titanic” i „Gigantic”, które miały przyciągnąć bogatych klientów. Warto wspomnieć, że trzeci ze statków po katastrofie „Titanica” zmienił nazwę „Gigantic” na „Britannic”. Projekt „Titancia” przygotował Thomas Andrews, utalentowany siostrzeniec szefa stoczni w Belfaście. Gdy plany te podczas inspekcji zobaczył wspomniany już Joseph Bruce Ismay, na początku był pod wrażeniem, po czym kazał je zmienić, wprowadzając wariant oszczędnościowy. Zgodnie z nim, blacha na poszyciu statku miała mieć grubość nie 3,1 cm – jak w projekcie Andrewsa – ale 2,5 cm. Zaoszczędzono też na nitach. Te, które łączyły płaty blachy zamiast 2,5 cm średnicy miały 1 cm. Oszczędności Ismaya okazały się tragiczne w skutkach.
PECHOWY DZIEŃ
Transatlantyk wypłynął w dziewiczy rejs 10 kwietnia 1912 roku. Wyruszył z portu Southampton, by dotrzeć do Nowego Jorku. Wyglądał imponująco! Nie każdy jednak wie, że chwilę po rozpoczęciu rejs mógł się błyskawicznie zakończyć, ponieważ „Titanic” był bliski zderzenia z innym, mniejszym statkiem. Tym razem się udało. Na dodatek, jeszcze przed starem zaczął płonąć skład węgla, o czym wcale nie poinformowano pasażerów. Obawiano się ich masowej rezygnacji z rejsu, ponieważ wiadomość, że pożar uszkodził jeden z wodoszczelnych grodzi, wielu by przestraszyła. Zwłaszcza że pod wpływem niedoszłej kolizji część rozczarowanych osób wysiadła już w Queenstown. Jak się potem okazało, w ten sposób szczęśliwcy ocalili życie… Tymczasem 62-letni kapitan jednostki Edward John Smith z dum ją zachwalał: - Nie potrafię sobie wyobrazić warunków, które mogłyby spowodować zatonięcie tego statku!
WPADKA ZA WPADKĄ
Wbrew słowom kapitana, „Titanic” nie wyszedł cało ze zderzenia z góra lodową, do którego doszło w kwietniową noc. Słynny deszcz Antarktydy Ernest Shackleton kładł to na karb zbyt dużej prędkości statku w strefie oblodzenia. Inni eksperci podkreślali brak wypracowanych procedur, według których każdy meldunek z ostrzeżeniem czy depesza powinny dotrzeć do kapitana, oraz krytykowali brak stałych obserwatorów na pokładzie. Kolejne uchybienia to za mało szalup i fatalne przeprowadzenie ewakuacji – pierwsze łodzie zabierały mniej niż połowę osób, które mogły się w nich zmieścić. Brak odpowiednich komunikatów spowodował też, że nie wszyscy pasażerowie zdawali sobie sprawę z grozy sytuacji.
LUDZKIE LOSY
Dziś katastrofa „Titanica” często budzi skojarzenia z widowiskowym filmem Jamesa Camerona. I choć to typowo hollywoodzka fabuła, nie wszystko wyssano z palca. Jeżeli ktoś pamięta choćby parę staruszków leżących w uścisku na łóżku i czekających na nieuchronny koniec, to warto wiedzieć, że mieli oni swój pierwowzór: Idę i Isidora Straussów. Mogli odpłynąć w szalupie, ale honor nie pozwolił mężczyźnie uciekać, gdy wokół tyle kobiet i dzieci nie miało na to szansy. A Ida nie wyobrażała sobie, że zostawi męża. Podobnych dramatycznych historii na „Titanicu” było całe mnóstwo. Niestety, zanim w okolicę tragedii dopłynął znajdujący się najbliżej statek „Carpathia”, dla wielu pasażerów było już za późno. Z ponad 2 200 osób przeżyło około 730. Pozostałych pochłonął ocean.