Wybitny naukowiec, niezłomny człowiek
– Chcę zainspirować ludzi na całym świecie do zaglądania w gwiazdy, a nie patrzenia pod nogi. Do zastanowienia się nad naszym miejscem we Wszechświecie i prób zrozumienia kosmosu – mówił genialny astrofizyk.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Trzeba przyznać, że zrealizowany swoją misję. Stephen Hawking największe tajemnice kosmosu – czarne chmury, grawitację, tunele czasoprzestrzenne – objaśniał w przystępny sposób, bez tak częstego u geniuszy zadęcia. Dzięki niemu zawiłości Wszechświata mógł zrozumieć każdy. Znakomity naukowiec odznaczył się też hartem ducha. Okrutna choroba – stwardnienie zanikowe boczne, która przykuła go do wózka i odebrała głos, nigdy nie przeszkodziła mu w realizacji marzeń. I również za to podziwiał go cały świat.
KOCHAŁ GWIAZDY
Urodził się 8 stycznia 1942 roku jako pierwsze dziecko Isobel i Franka Hawkingów. Matka zajmowała się domem (miał trójkę młodszego rodzeństwa), ojciec był specjalistą od chorób tropikalnych. Chciał, by pierwotny syn poszedł w jego ślady. Jednak Stephena od najmłodszych lat bardziej niż studiowanie biologicznych preparatów interesowały gwiazdy. Tę niezwykłą u małego chłopca pasję dostrzegła matka. – W sierpniowe noce rozkładaliśmy w ogrodzie koc i wspólnie patrzyliśmy w roziskrzone niebo – wspominał po latach. Nic jednak nie zapowiadało, że w niedalekiej przyszłości zostanie jednym z najbardziej znanych naukowców świata, bo szkoła zwyczajnie go nużyła. Był kiepskim uczniem. Wszystko się zmieniło, kiedy jako 17-latek otrzymał stypendium Uniwersytetu w Oksfordzie. – Jasne dla mnie było, że cała moja rodzina będzie oczekiwała ode mnie sukcesów – mówił później Hawking. – Mimo to zamiast pracować, dołączyłem do klubu wioślarskiego, co doprowadziło mnie do mojej ulubionej aktywności w tamtym czasie – imprezowania. Na naukę poświęcałem może godzinę dziennie – przyznawał. Studiował naukę w fizyce. – Nie robił notatek, ale radził sobie znakomicie – wspominał jeden z profesorów. Hawking po uzyskaniu licencjatu zajął się astronomią, ale bardziej pociągała go praca nad teoriami, niż śledzenie plam na Słońcu (bo tylko na to pozwalał sprzęt uniwersyteckiego obserwatorium). Młody naukowiec przeniósł się więc do Cambridge, gdzie zajął się astronomią teoretyczną oraz kosmologią.
Z PASJĄ, WBREW DIAGNOZIE
Miał 21 lat, kiedy zaczął dostrzegać u siebie niepokojące objawy – zawroty głowy, trudności z koordynacją. Dla uwielbiającego sport młodzieńca nagle wyzwaniem stało się wejście po schodach. Lekarskie diagnozy nie pozostawiały cienia nadziei – stwardnienie zanikowe boczne, choroba, która powoduje nieodwracalne zmiany w kręgosłupie, a ich następstwem jest zanik mięśni i śmieć w wyniku uduszenia. – Ma pan przed sobą dwa lata życia – orzekli medycy. Stephen był załamany, ale kiedy okazało się, że postęp choroby nieco się zatrzymał, postanowił, że już nic nigdy nie zawróci go z obranej drogi. Skupił się na badaniu początków kosmosu. Jego doktorat „Własności rozszerzających się wszechświatów” okazał się prawdziwą rewolucją. W walce z przeciwnościami wspierał go ukochana Jane. – Pojawił się w moim życiu, z tym swoim zawadiackim uśmiechem i spojrzał absolutnie pięknymi oczami – tak kobieta wspominała ich pierwsze spotkanie. Ślub wzięli w 1965 r. Teściowa ostrzegała w prawdzie młodziutką dziewczynę, że postępująca choroba Stephena stanie się dla niej ciężarem, ale Jane nie chciała o niczym słyszeć. Z oddaniem opiekowała się mężem i trójką dzieci. Jego stan zdrowia pogarszał się z dnia na dzień. Od 1974 r. Hawking nie opuszczał już wózka inwalidzkiego. – Zacząłem myśleć o czarnych dziurach, kiedy kładłem się do łóżka. Moje inwalidztwo sprawia, że jest to powolny proces, więc ,miałem wiele czasu – mówi z wrodzonym dystansem.
W 1985 roku stracił głos (odtąd porozumienia się dzięki syntezatorowi mowy). Wkrótce rozpoczął pracę nad „Krótką historią czasu”. – To były ciężkie dni, nadzieja na to, że dokończę moją książkę, powoli we mnie umierała – wspominał. Kiedy w 1988 roku okazało się jej pierwsze wydanie, publikacja z miejsca stała się bestsellerem, a jej autor międzynarodową sławą. Nie ustawał w wysiłkach, by tłumaczyć nam tajemnice Wszechświata. – Jestem fizykiem, kosmologiem i marzycielem. Nie mogę się poruszać i przy mówieniu muszę korzystać z komputera, ale w moim umyśle jestem wolny. Robię wszystko, by żyć pełnią życia przez każdą sekundę, jaka jest mi dana – wyznał. Odszedł do gwiazd 1 marca w wieku 76 lat. Był najdłużej żyjącym człowiekiem, u którego zdiagnozowano stwardnienie zanikowe boczne.