• piątek, 13 kwiecień 2018 14:24
  •   1945

Rozwody w średniowieczu



„…Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza…”. To z czasów Kazimierza Wielkiego ugruntowało się przekonanie, że sakrament małżeństwa jest nierozerwalny. Od tej zasadzie Kościół dopuszczał wprawdzie wyjątki, ale rozstać się nie było łatwo.

Masz zdjęia lub film do tego artykułu?   Wyślij je do nas!

Typography
  • Small
Udostępnij to

Małżeństwo za sakrament uznał sobór w Lyonie (1274 r.). Od tej pory, jako instytucja duchowna, podlegało ono wyłącznie prawu i sądom kościelnym. Legalne rozstanie małżonków mogło zastąpić tylko jeśli związek został unieważniony przez Kościół. Decyzję tę określano łacińskim „divortium”, które w późniejszych wiekach zamieniało się w znany nam „rozwód”. Jednak w średniowieczu rozwodów nie znano, a wspomniane unieważnienie oznaczało, że w obliczu Boga dany związek nie został prawidłowo zawarty.

ZDRADA TO ZA MAŁO
Lista sytuacji, w który można było ubiegać się o unieważnienie małżeństwa, nie była długa. Co ciekawe, w XIV stuleciu władze kościelne uważały, za niewierność partnera nie jest wystarczającym powodem do zerwania ślubu. Oczywiście dotyczyło to wyłącznie mężczyzn. Ich cudzołóstwo było powszechnie tolerowane – żonaci mogli sypiać z wdowami (wówczas w myśl obowiązujących zasad nie naruszali czyjejś własności). Jeśli jednak zdrady dopuszczała się temperamentna małżonka, mąż mógł ubiegać się o kościelne zerwanie złożonej przysięgi. Natomiast brutalność męża wobec żony nie była w świetle średniowiecznego prawa kościelnego argumentem umożliwiającym unieważnienie związku. Co więcej, nie uprawiały do tego także herezje, których dopuszczała się jedna ze stron (choć Kościół bezwzględnie karał tych, którzy sprzeniewierzyli się Bogu, polował na czarownice i rozpalał stosy). Również akt apostazji, czyli porzucenia wiary, nie był wystarczającym powodem do rozstania. W takich przypadkach kościele sądy orzekały zazwyczaj separację małżonków.

POKREWIEŃSTWO I BIGAMIA
Jednym z powodów orzeczenia nieważności sakramentu był zbyt młody wiek małżonków. I z tego argumentu korzystano nader często, niekiedy poważnie go „naciągając”. Zachowały się zapiski z kronik gnieźnieńskiego sądu kościelnego, który unieważnił małżeństwo Doroty ze Strzałkowa i Piotra ze Stawcu. Uznano, że ich związek został zawarty wbrew prawu, ponieważ w chwili ślubu mieli po pięć lat, nie mogli więc świadomie podejmować tak ważnego zobowiązania. Słusznie tyle tylko, że oboje małżonkowie przypomnieli sobie o tym tak istotnym fakcie po wielu latach pożycia…
Także małżeństwo osób zbyt blisko spokrewnionych w oczach Kościoła uchodziło za nieważne. Na przychylność i pomyślny werdykt kościelnych sądów mogły również liczyć ofiary bigamii. Udowodnienie partnerowi, że w chwili składania przysięgi miał już żonę lub męża, z automatu unieważniało zawarty z nim związek. Ferujący wyroki duchowni byli dla bigamistów surowi – musieli oni wrócić do swoich prawowitych (pierwszych) żon czy mężów. Czy takie powroty były szczęśliwe, to już inna sprawa.

NIEMOC ORAZ BEZPŁODNOŚĆ
W powszechnym przekonaniu uznajemy średniowiecze za czasy mroczne, pełne przesądów, a nade wszystko – niechęci do ludzkiej fizyczności. Jednak choć nad sprawy cielesne przedkładano kwestie ducha, to już wówczas uznawano, że „niemoc płciowa” jest powodem do zerwania ślubnych więzów. Działała wszak wbrew boskiemu przykazaniu: „… Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludniali ziemię i uczynili ją sobie poddaną…”. Jednak i od tej zasady Kościół stosował odstępstwa. Wystarczy wspomnieć małżeńskie kłopoty króla Kazimierza. W serialu „Korona królów” jest nadal z Aldoną Anną, ale po jej śmierci w 1341 roku podjął za żoną niemiecką księżniczkę Adelajdę Heską. Monarcha, który nie doczekał się legalnego męskiego potomka, liczył, że nowa żona powije mu dziedzictwa. Wprawdzie kochanki, których miał bez liku, urodziły mu synów, ale jako dzieci z nieprawego łoża nie mieli oni praw do tronu. Początkowo relacje małżonków układały się bez zarzutu, ale z biegiem lat król się niecierpliwił – wizja wygaśnięcia dynastii stawała się boleśnie realna. Adelajda nie mogła zajść w ciążę. W XIV wieku bezpłodność w opinii Kościoła nie była wystarczającym powodem do unieważnienia związku. Oczywiście dla władców i możnych papież (wówczas Klemens VI) skłonny był do ustępstw, lecz Kazimierzowi postawił warunek – obie strony muszą zgodzić się na rozstanie. A Adelajda nie zamierzała rezygnować z tytułu królewskiej żony. Kazimierz odprawił ją z Wawelu i umieścił na zamku w Żarnowcu (nie zachował się do naszych czasów), licząc na to, że odosobnienie złamie jej upór. Kiedy na Stolicy Piotrowej zasiadł Innocenty VI – król robił wszystko, by zdobyć jego zgodę na jednostronne unieważnienie małżeństwa. Wznosił nowe kościoły oraz klasztory. Na próżno – papież nie miał zamiaru „uwolnić” władcy od bezpłodnej żony. Zdesperowany Kazimierz postanowił pogwałcić kościelne prawa i pojął za żonę Krystynę Rokiczankę – córkę wójta Pragi. Co ciekawe, nielegalny związek pobłogosławił prawdziwy duchowny (spowiednik króla). Adelajda, która w głębi serca liczyła na pojednanie z mężem, nie zamierzała tolerować bigamii. W 1356 roku wróciła do Hesji. Zmarła w 1371 roku, przeżywając niewiernego Kazimierza o rok.

Publikacja:
Sebastian Kalak
Podoba Ci się?
Rate this item
(0 głosów)