Śmiertelne postrzelenie z broni myśliwskiej
We wtorek, 13 lutego na jednej z krotoszyńskich posesji prywatnych 52-letni mężczyzna postrzelił się z broni palnej. Mężczyzna najprawdopodobniej postrzelił się z broni myśliwskiej. Jego koledzy z koła łowieckiego są w szoku. A w prokuraturze trwa śledztwo wyjaśniające okoliczności zdarzenia.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
52-latka z raną postrzałową w jego biurze znalazł jeden z członków rodziny. Był wtorkowy poranek 13 lutego. Obok mężczyzny znajdowały się przyrządy do czyszczenia broni. Niestety, na pomoc było za późno. – Ratownicy medyczni ze względu na rozległe obrażenia ciała 52-latka nie podejmowali czynności ratunkowych – przyznaje Jakub Nelle, rzecznik prasowy Zespołów Ratownictwa Medycznego działających przy SPZOZ w Krotoszynie.
W tej sytuacji prace wyjaśniające okoliczności tragedii rozpoczęli policjanci, oczywiście pod nadzorem prokuratury. Ciało 52-latka zabezpieczono do sekcji. Pobrano także jego krew do badań. – Przeprowadzona została sekcja zwłok, jednak finalne konkluzje biegłych będą możliwe dopiero w momencie, gdy spłyną wyniki pozostałych badań, między innymi na zawartość alkoholu – zaznacza Maciej Meler z Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.
Śledczy biorą pod uwagę kilka możliwych wersji tego tragicznego zdarzenia. – Wstępne ustalenia nie uprawdopodobniają udziału osób trzecich czy próby samobójczej – mówi prokurator. Wiele wskazuje na to, że mógł to być nieszczęśliwy wypadek. – Mężczyzna planował remont, były zamówione nowe okna i w tym czasie trwało przenoszenie broni, było rozłożony sprzęt do jej czyszczenia – opisuje Maciej Meler.
51-letni krotoszynianin był myśliwym. W to, co się wydarzyło, wciąż trudno uwierzyć jego kolegom z koła łowieckiego „Bażant” w Kobylinie, którego od lat był członkiem. – Jego śmierć zaskoczyła nas wszystkich, nie tylko myśliwych, ale i znajomych, przyjaciół. Znaliśmy się prawie 30 lat. Zawsze koleżeński, uczciwy, pracowity. Wspaniały, wesoły człowiek, który zjednywał sobie ludzi – przyznaje Wojciech Bała, szef kobylińskiego koła „Bażant”.
I sam zastanawia się, co mogło się wydarzyć. – Moim zdaniem był to nieszczęśliwy wypadek – mówi Wojciech Bała. I dodaje. – On kochał życie, kochał swoją rodzinę, był z niej zawsze dumny. Wiem, że chciał żyć. 52-latek pozostawił żonę i dwie córki.