Fedorowicz odwiedził krotoszyńskie kino
W ubiegła środę, 6 czerwca w krotoszyńskim kinie Przedwiośnie odbyło się spotkanie z Jackiem Fedorowiczem poprzedzone ekranizacją „Do widzenia do jutra”. Opowiadał on o filmie, jak i o całej swej karierze artystycznej.
Spotkanie poprzedził seans filmu Do widzenia do jutra z 1960 r. (reż. Janusz Morgenstern). Następnie Jacek Fedorowicz opowiadał o swojej karierze muzycznej, filmowej i satyrycznej. Dementował mity tego filmu. - Na filmie jest pokazana scena, jak po plaży jeździ dorożka. Ludzie, ja przez 45 lat Polski Ludowej nie widziałem tam żadnej dorożki! Wojsko bronowało codziennie plaże, żeby było widać, czy jakieś kajaki szpiegowskie ze Szwecji nie przypływają. Swego czasu jeden z Polaków wybrał się jachtem do Szwecji i z powrotem. Władze były tak zdziwione, że nic mu nie zrobiły - mówił z uśmiechem krotoszyński gość.
Opowiadał tez o czasach socjalizmu. Jedna z uczestniczek publicznie podziękowała mu za wkład w artystyczną walkę o niepodległość kraju. Padło pytanie skąd wzięła się postać Pana Kierownika. - W socjalizmie było tak, że kierownik był zawsze głupszy od swoich pracowników. Ponadto dykcji uczyła mnie moja babcia, a nauczyciele z awansu, po kursach często mówili gorzej ode mnie. Gnębili mnie z tego powodu. Postać Pana Kierownika była zemstą na nich wszystkich, a zemsta jest rozkoszą Bogów - mówił podczas spotkania Jacek Fedorowicz. Krotoszyńskie kino zgromadziło mało osób, aczkolwiek byli to zagorzali fani Jacka Fedorowicza. Ostatnio Jacek Fedorowicz odwiedził Krotoszyn wraz z kabaretem Zenona Laskowika w marcu 2011 r.
Z JACKIEM FEDEROWICZEM, satyrykiem i aktorem rozmawiał Łukasz Cichy.
W tym roku obchodzi Pan 75 rocznicę urodzin. Czy planuje Pan jakąś uroczystość?
- Rzeczywiście, w tym roku kończę 75 lat. Nie, nie obchodzę. Zaczekamy z tym do setki. (śmiech)
Dlaczego nie kontynuuje Pan Dziennika Telewizyjnego?
- Tak jak mówiłem podczas spotkania, politycy zrobili mi za dużą konkurencje. Dziennik polegał na tym, że z autentycznych zdjęć przy pomocy montażu robiło się groteskę. Robiło się sytuację, w której politycy mówili bzdury i to bardzo cieszyło na początku istnienia programu w 1995 r. Potem stopniowo politycy naprawdę zaczęli mówić bzdury. Ja nawet nie przypuszczałem, że do takich głupstw publicznie wypowiadanych może dojść. Nie byłem w stanie wymyślać bzdur, które byłyby bzdurniejsze od bzdur wypowiadanych przez polityków.
Kogo widzi Pan jako swojego następcę?
- Myślę, że nie jest potrzebne powielanie pomysłów, które zostały wykorzystane przeze mnie. Ci, którzy teraz występują będą operowali innymi formami.
W jakiej dziedzinie czuje się Pan najlepiej: muzyce, filmie czy satyrze?
- Wie Pan, że trudno powiedzieć. Gdy jedno się przejadło zabierałem się za drugie. (śmiech) Nie chciałbym tego wartościować.
Która Pana rola według Pana była najbardziej udana?
- Zdecydowanie Nie ma róży bez ognia.
I najpewniej scena z klamką autobusu.
- (śmiech) Ja ta scenę kręciłem bez kaskaderów. Musiałem trzymając się na klamce autobusu przejechać ok. 2 km. Nie tylko ta scena mi się podobała. Były różne ekwilibrystyczne sceny, z których byłem też dumny. Zawsze marzeniem chuchrowatego inteligenta jest wykonywać dobrze jakieś fizyczne zadanie.