• czwartek, 03 listopad 2016 10:40
  •   1137

Napad stulecia

Nierozwiązana zagadka PRL-U
Nierozwiązana zagadka PRL-U Nierozwiązana zagadka PRL-U © archiwum

22 XII 1964 roku przed warszawskim oddziałem NBP przy ulicy Jasnej dokonano jednego z najgłośniejszych napadów w historii PRL-u. Zginęło dwóch konwojentów, a złodzieje ukradli ponad 1,3 mln zł. Oficjalnie sprawców nigdy nie złapano.

Masz zdjęia lub film do tego artykułu?   Wyślij je do nas!

Typography
  • Small
Udostępnij to

Dwa dni przed Wigilią Bożego Narodzenia. Mroźne, późne popołudnie. Od kilku godzin, jak to w grudniu, jest już zupełnie ciemno Jadwiga Michałowska, główna kasjerka w Centralnym Domu Towarowym przy ul. Brackiej (późniejszy „Smyk”), z dwoma konwojentami – Stanisławem Piętką i Zdzisławem Skoczkiem – wsiada do samochodu marki Warszawa. Mają zawieźć do banku utarg z pierwszej zmiany – horrendalną kwotę 1 336 500 zł (ówczesna równowartość 10 domów jednorodzinnych). Konwój ma do pokonania niewiele ponad kilometr, III oddział Narodowego Banku Polskiego mieści się bowiem w domu Pod Orłami przy ulicy Jasnej. Około godziny 18:30 docierają na miejsce. Kierowca zatrzymuje samochód i nieopodal wejście do budynku.

BEZWZGLĘDNY RABUNEK
Cala trójka wysiada i kieruje się do banku. Worek z utargiem (ważący 8 kg) niesie konwojent Stanisław Piętka. Tuż za nim idzie Jadwiga Michałowska i drugi, uzbrojony w pistolet strażnik Zdzisław Skoczek. Nagle kobieta dostrzega mężczyznę, podążającego żwawym krokiem od ul. Jasnej. Konwojent Piętka o krok od wejścia do banku zderza się z nim. Mężczyzna niespodziewanie strzela w pierś strażnika, wyrywa mu worek z pieniędzmi i błyskawiczne ucieka. Postrzelony konwojent resztkami sił dociera do wnętrza banku, upada na schodach i umiera… Tymczasem zza rogu wybiega drugi napastnik. Strzela do Skoczka. Gdy ranny strażnik upada na chodnik, bandyta dobija go dwoma strzałami w głowę… Celuje też w warszawę, za karoserią której ukrywa się przerażona Michałowska. Strzela kilkakrotnie, po czym ucieka w ślad za swoim wspólnikiem, wbiegając w ulicę Hibnera. Kasjerka i kierowca auta, który próbował wzywać pomocy raz po raz naciskając klakson, wychodzą z opresji cało.

KRYPTONIM P-64
– Słychać strzały! Są zabici i ranni – krzyczy do telefonu Andrzej Olszewski, dziennikarz z redakcji „Kuriera Polskiego”, której okna wychodzą na plac przy Jasnej. Dyżurny oficer komendy MO wysyła na miejsce radiowozy. Pierwsze zjawiły się pod bankiem kilka minut po napadzie. Przechodnie widzący zajście zeznają, że bandyci uciekli ulicą Hibnera, do Moniuszki i Marszałkowskiej, skąd odjechać mieli błękitną lub szarą warszawą. Prowizoryczny sztab śledztwa, które otrzymało kryptonim operacyjny P-64, umieszczało w redakcji „Kuriera Polskiego”. Funkcjonariusze zaczęli przesłuchiwać świadków. Było ich kilkuset. W ich zeznaniach były sprzeczności, niektórzy twierdzili, że bandytów było trzech, a inni, że nawet czterech. Ostatecznie jednak stworzono portrety pamięciowe sprawców, które opublikowały wszystkie gazety. Wykonano nawet manekiny z ich podobizną, skrupulatnie sprawdzono tez kilka tysięcy samochodów marki Warszawa. Milicyjna obława trwała półtorej doby, ale nie przyniosła żadnych efektów. Śledczy ustalili jednak, że broni, z której strzelali bandyci, użyto w innych napadach, do których doszło w stolicy w latach 1957-59.

TAJEMNICA SŁUŻB?
Specjalna grupa z Komendy Stołecznej szukała sprawców napadu stulecia wśród wojskowych, w tym danych żołnierzy podziemia niepodległościowego. Oczywiście inwigilowano także środowiska przestępcze. Kolejna hipoteza kierowała uwagę śledczych na… byłych i obecnych funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej oraz Urzędu Bezpieczeństwa. Za tą ostatnią teorią przemawiała między innymi bezwzględność, z jaką napastnicy potraktowali swoje ofiary. Niestety, mimo długiego dochodzenia nigdy nie udało się trafić na trop bandytów. Oficjalnie, ponieważ nieco inne światło rzuca na tę sprawę wydarzenie z 1997 roku. Wówczas na łamach „Kulis” ukazał się artykuł o napadzie. Był to pierwszy materiał oparty na fragmentach z akt śledztwa P-64. Niedługo p publikacji do redakcji przyszedł anonim. Jego nadawca poinformował, że sprawcami napadu stulecia byli oficerowie Służby Bezpieczeństwa – major i kapitan. – Zostali oni po kilku miesiącach wykryci i zlikwidowani – pisał autor listu. – Ich nazwisk nie podano do publicznej wiadomości ze względu na zachowanie autorytetu środowiska, z którego się wywodzili.

Publikacja:
Sebastian Kalak
Podoba Ci się?
Rate this item
(0 głosów)