Lisy zdechły z głodu
Martwe i zagłodzone lisy – taki widok zastali na fermie pod Krotoszynem członkowie Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, którzy podjęli tam interwencję.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Lisy na fermie w Durzynie umierały w męczarniach, bez dostępu do wody. Te, które miały jeszcze siły, spijały krople kapiące z dachów klatek. Interwencję podjęto 30 października po tym, jak krotoszyńskie TOZ poinformowało aktywistów Otwartych Klatek o kilkunastu lisach, które chodzą po przedmieściach Krotoszyna i prawdopodobnie uciekły z fermy. Tych przypadków było kilkanaście.
Przed wejściem na fermę inspektorzy z obu towarzystw zobaczyli ciała dwóch psów, zamkniętych w klatce dla lisów, a po drugiej stronie spiętrzone na stercie lisie szczątki. Dalej ujrzeli prawdziwy koszmar. – „Lisy nie miały dostępu do jedzenia, a w ich poidłach nie było ani kropli wody. Jedyną szansą była dla nich ucieczka lub zabicie i pożywienie się szczątkami innego lisa” – napisała na swojej stronie internetowej.
W klatkach razem z ledwie żywymi lisami leżały ciała ich towarzyszy. Pręty w niektórych klatkach były wyłamane, a drewniane elementy powygryzane. Lisy pozostawiono na pastwę losy. – Nie wiemy dokładnie, jak długo zwierzęta były bez opieki, ale ich stan wskazuje na to, że było to przynajmniej kilka dni. Gdy tylko dostarczyliśmy lisom karmę, zaczęły się o nią zagryzać, konieczne było ich rozdzielenie. Dopiero wtedy mogliśmy je spokojnie nakarmić i napoić – mówi Bogna Wiltkowska z Otwartych Klatek.
Jak się okazało, właściciel fermy przebywa w więzieniu, a krotoszyński Powiatowy Inspektorat Weterynarii nie miał pojęcia o losie zwierząt. Animalsi wyrwali z koszmaru 18 lisów i znaleźli dla nich bezpieczne schronienie. Dla części – w Ośrodku Okresowej Rehabilitacji Zwierząt w Jelonkach.
Koszty interwencji i transportu zwierząt przerosły możliwości stowarzyszenia Otwarte Klatki, stąd konieczność wybudowania zagrody dla lisów i pokrywania kosztów utrzymania tych zwierząt. Trzeba także zadbać o ich leczenie, które może się okazać długie i kosztowne. Stąp apel do ludzi dobrej woli o darowizny.
Powiatowy Lekarz Weterynarii w Krotoszynie w październiku przyjął zgłoszenie o niewłaściwie działającej fermie zwierząt futerkowych w Durzynie. Kontrola wykazała, że hodowla jest nielegalna i nie jest nadzorowana przez inspekcję weterynaryjną. Zwierzęta były przetrzymywane w złych warunkach. – Kondycja zwierząt była dobra. W trakcie prowadzenia kontroli osoba sprawująca opiekę nad zwierzętami zobowiązała się do umieszczenia ich na inny fermach zwierząt futerkowych, spełniających wymogi – mówi Anna Lis-Wlazły, powiatowy lekarz weterynarii.
W związku z tym, że opiekun hodowli nie dopełnił tego zobowiązania, a także utracono z nim kontakt. Anna Lis-Wlazły złożyła zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej. Na skutek tego prokuratura powiadomiła Komendę Powiatową Policji w Krotoszynie, aby sprawdziła doniesienie. Niezależne od tego miłośnicy zwierząt sami zawiadomili o bulwersującej sprawie policję.
Powstaje pytanie, czy inspekcja weterynaryjna wiedziała wcześniej o tej hodowli. I czemu, jeśli wiedziała, nie podjęła działań zawczasu, aby zapobiec cierpieniu zwierząt? Jeden z mężczyzn komentujących opis sytuacji na fermie – na stronie internetowej Otwartych Klatek – napisał tak: – „Ta ferma nie istniała od wczoraj, istniała od kilkunastu lat (…). Gdyby służby weterynaryjne się tym zajęły wcześniej, to lisy nie musiałyby się zagryzać, bo z pewnością, jak właściciel był tam codziennie, to takich sytuacji nie było”.
– Do prokuratury wpłynęły materiały zawierające zawiadomienie złożone przez Otwarte Klatki i TOZ Krotoszyn. W związku z tym będzie prowadzone jedno postępowanie – potwierdza Maciej Meler, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.
Funkcjonariusze policji pojechali na fermę lisów w Durzynie po to, aby zebrać materiały dowodowe i zabezpieczyć ślady. Zabezpieczyli m.in. dwie sztuki zwierząt w stanie agonalnym. Zostały one uśpione i zabezpieczone do badań.