• piątek, 14 maj 2021 09:54

Skazany na muzykę

Skazany na muzykę
Skazany na muzykę © archiwum

Mijają cztery lata, odkąd Zbigniewa Wodeckiego nie ma wśród nas. Jego przeboje zapewniły mu stałe miejsce w historii polskiej muzyki rozrywkowej, sukces miał jednak swoją cenę…

Masz zdjęia lub film do tego artykułu?   Wyślij je do nas!

Typography
  • Small
Udostępnij to

– „Byłem niejako skazany na muzykę” – żartował, wspominając swoje dzieciństwo. Mały Zbyszek, który przyszedł na świat 6 maja 1950 r. w Krakowie, wychowywał się w rodzinie wyjątkowo muzycznej. Ojciec był zawodowym trębaczem, siostra grała na wiolonczeli, a mama śpiewała pięknym sopranem. Nic więc dziwnego, że i on już jako pięciolatek rozpoczął naukę gry na skrzypcach, a później także na trąbce i fortepianie.

Jego kariera zaczęła się od spotkania z Markiem Grechutą w jednej z krakowskich szkół muzycznych. Początek jego współpracy z Piwnicą pod Baranami, Anawą Grechuty czy Ewą Demarczyk, którym akompaniował, otworzyły mu drzwi do sceny międzynarodowej – od Kuby po Australię.

UŚMIECH LOSU
To właśnie podczas jednego z koncertów poznał swoją przyszłą żonę Krystynę. Jak wspominał później, na jej widok zaczął grać z takim zaangażowaniem, że pękały mu struny. Na wieść o ciąży ukochanej bez wahania porzucił stypendium w Leningradzie, rzucając się wir pracy, by utrzymać mającą się powiększyć rodzinę, grywając często do kotleta, tak jak w Świnoujściu, gdzie w 1971 r. podczas występu w jednej z restauracji pewien przypadkowo spotkany reżyser telewizyjny zachwycił się nie tylko jego grą, lecz także głosem. Tak zaczęła się jego kariera wokalna.

PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO
Wkrótce nagrał swój pierwszy solowy utwór „Znajdziesz mnie znowu”, a już rok później zdobył na festiwalu w Opolu nagrodę za debiut. Przeboje, takie jak „Z tobą chcę oglądać świat”, „Zacznij od Bacha” czy kultowa już „Pszczółka Maja”, przyniosły mu dużą popularność. Serca publiczności podbijał jednak nie tylko głosem, lecz także poczuciem humoru. W latach 70. Występował z kabaretem TEY, muzycznym żartem była też piosenka „Chałupy Welcom to”, która stała się wielkim przebojem lat 80. Pogoda ducha i wielka charyzma pozwoliły mu z czasem stać się także gwiazdą telewizji – w 2001 r. został gospodarzem „Drogi do gwiazd”, a cztery lata później także jurorem w „Tańcu z gwiazdami”.

ZABRAKŁO CZASU
Muzyk do końca życia pozostawał tytanem pracy, angażując się w projekty nie tylko artystyczne, lecz także społeczne. Szczególnie bliski był mu los osób bezdomnych. Niestety, jak sam przyznawał z goryczą, pochłonięty pracą, rzadko bywał w domu, zaniedbując kontakt ze swoimi dziećmi, z którymi bliskie relacje udało mu się odbudować dopiero po latach. Nie zdążył jednak przejść na emeryturę i poświęcić bliskim tyle czasu, ile chciał. Odszedł niespodziewanie z powodu udaru po operacji cztery lata temu.

Publikacja:
Sebastian Kalak
Podoba Ci się?
Rate this item
(0 głosów)