Wielki brat w szkole jest ślepy
Polskie szkoły są pełne kamer. Ale obrazu z nich nikt nie ogląda. A jak już nagrają pobicie, to jakość filmu jest zbyt słaba, by rozpoznać sprawców. To wniosku NIK.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Kamery są w co najmniej 11 tys. szkół (średnio od 10 do 20). Zaczęto je montować na potęgę w 2007 r., bo promował je ówczesny minister edukacji Roman Giertych. To, jak szkoły korzystają z kamer i czy poprawiają bezpieczeństwo, sprawdziła Najwyższa Izba Kontroli. Wcześniej na wątpliwą skuteczność monitoringu zwracali uwagę m.in. rzecznik praw dziecka. Związek Nauczycielstwa Polskiego i Zakład Kryminologii Instytutu Nauk Prawnych PAN.
Kontrolę przeprowadzono między kwietniem a lipcem 2016 r. Objęto nią 14 urzędów samorządowych, którym podlega ponad 200 szkół, a w nich działa 3,1 tys. kamer. Na ich montaż i działanie wydano 6,7 mln zł. NIKT zebrała też dane o kamerach z 4,4 tys. podstawówek i 2,5 tys. gimnazjów.
NIK zdecydowała się na kontrolę po sugestiach rzecznika praw obywatelskich. Zwraca on uwagę na to, że monitoring w szkołach nie regulują żadne przepisy. Podobne zastrzeżenia zgłasza generalny inspektor ochrony danych osobowych. Brak przepisów skutkuje dowolnością w rozmieszczeniu kamer i przechowywania nagrań – potwierdza NIK. W jednym przypadku kontrolerzy stwierdzili, że kamery naruszają intymność uczniów w męskiej toalecie – w Puławach monitoring obejmował pisuary. Po wizycie NIK zmieniło ustawienie kamer.
W skontrolowanych szkołach nikt nie ogląda obrazu z kamer podczas przerw, kiedy ryzyko np. bójek czy dewastacji jest największe. A nawet jeśli, to nie ma procedur, jak powiadomić dyżurującego nauczyciela, że dzieje się coś złego. W efekcie szkoły wykorzystują głównie funkcję dowodową monitoringu, ale i to bywa fikcją. – „Zarówno jakość urządzeń, jak i jakość obrazu z kamer są tak słabe, że praktycznie uniemożliwiają rozpoznanie sprawców zdarzenia” – napisali kontrolerzy.
Takie przykłady nagłaśniają media. Kilka lat temu w kaliskim gimnazjum Mikołajowi, wówczas uczniowi drugiej klasy, złamano czaszkę. Na nagraniu nie było słychać wyzwisk (był obrażany ze względu na kolor skóry). Film był tak kiepski, że nie dało się rozpoznać nawet kolorów koszulek agresorów. Dlatego kamery w szkołach to głównie straszak. Uczniowie nie mają pewności, jaki obszar obejmują. Zdaniem nauczycieli dzieci w monitorowanych obszarach są spokojniejsze (51 proc.), a kamery wymuszają pożądane zachowanie (61 proc.).
W SP nr 15 w Tarnowie dzięki kamerom wyeliminowano dewastację i włamania. W SP 11 w Chełmie skończyło się niszczenie elewacji i placu zabaw. Według uczniów w kontrolowanych szkołach kamery wpłynęły na zmniejszenie liczby bójek (58 proc.), kradzieży (59 proc.) i wyłudzeń (46 proc.), zastraszeń (43 proc.) i pisania po ścianach (56 proc.).
Czy na pewno dzięki kamerom jest bezpieczniej? – Z badań „Szkoła bez przemocy” wynika, że szkoły z monitoringiem i bez niego nie różnią się szczególnie pod względem poziomu agresji. To co robi różnicę, to czas poświęcany uczniom i ich problemom, dobra atmosfera i partnerskie stosunki w szkole – mówi Małgorzata Szumańska, wiceszefowa stowarzyszenia Panoptykon, które działa na rzecz prawa do prywatności.
Minister edukacji Anna Zalewska też dostrzega słabości kamer w szkołach. W liście do prezesa NIK pisze, co prawda, że „dyscyplinowanie uczniów hamuje ich przed popełnianiem niepożądanych czynów”. Ale teraz dodaje: - „Podejście takie ogranicza jednak realizację potrzeb i ekspresji uczniów, jak również stanowi i odejście od ideałów wychowawczych, które powinna realizować szkoła. Tworzenie poczucia ciągłego nadzoru i kładzenie nacisku na zewnętrz formy do utrwalenia zachowań konformistycznych, realizowanych na pokaz, utrudniać branie odpowiedzialności za swoje zachowania”. Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar postuluje jak najszybsze uchwalenie ustawy regulującej kwestię kamer w szkołach.