Piłkarski geniusz
„Boski Diego” przez wielu nazywany jest również „El Diez” („Dziesiątka”) od numeru z jakim występował w reprezentacji Argentyny. Inni pieszczotliwie choć nieco złośliwie mówią o nim „Pelusa”, czyli „Puszek”. Maradona – mimo wielu życiowych zakrętów – wywalczył tytuł najlepszego piłkarza XX w.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Urodził się w 1960 r. na przedmieściach Buenos Aires, w rodzinie, która nie dawała mu szans na wielką karierę. Żyli bardzo skromnie, wręcz biednie. Diego pokój dzielił z siedmiorgiem rodzeństwa. W domu był wieczny rumor – nie było tam warunków do nauki, nawet do tego, by zebrać myśli. Dlatego od najmłodszych lat Maradona wolał spędzać czas na boisku, gdzie kopał piłkę z kolegami – starszymi, bo dla rówieśników szybko stał się za dobry. Miał zaledwie 10 lat, kiedy dostał się do młodzieżowej drużyny piłkarskiej Los Cebollitas. W profesjonalnym futbolu zadebiutował sześć lat później, dołączając do Argentinos Juniors. Na 167 meczów, jakie rozegrał z tą drużyną, strzelił aż 115 bramek. Dla trenerów jasne było, że trafił im się diament, który tylko trzeba było odpowiednio oszlifować.
W reprezentacji Argentyny zadebiutował w 1977 r. W dorobku miał już wtedy kilka tytułów króla strzelców. Szybko przylgnęła do niego łatka „maszyny do strzelania goli” i to tych najpiękniejszych. W 1968 r. poprowadził narodową reprezentację do zwycięstwa w mistrzostwach świata w Meksyku. W meczu finałowym pokonała Niemcy 3:2.
W ćwierćfinałowym meczu z Anglią Maradoma zdobył dwie bramki. Jedną z nich strzelił ręką, natomiast drugą po rajdzie przez niemal całe boisko. Dziennikarz Rafał Stec w tekście „17 mgnień mundiali” napisał o nich: „Najwspanialszego gola po akcji indywidualnej strzelił Maradona. O jego arcydziele nie ma co się rozwodzić, wszyscy wiedzą, że Michał Anioł nie uwiecznił go na sklepisku Kaplicy Sekstyńskiej tylko dlatego, że zaczął ją zamalowywać jeszcze przed meksykańskimi mistrzostwami. To Maradona został bohaterem turnieju najlepszego i będącego mitem założycielskim mojej mundialowej szajby, on jako jedyny w historii wygrał złoto w pojedynkę , on nauczył mnie – podniebienie zbrodniczym ruchem ręką – że w wielkich gazetach geniusz często sąsiaduje z gangsterem”.
Po zakończeniu piłkarskiej kariery Maradona próbował też sił jako aktor, ale na ogół z mizernym skutkiem. Przez lata zmagał się z uzależnieniem od kokainy i alkoholu. Zawsze jednak mógł liczyć na swoich… wyznawców, którzy w 1998 r. złożyli Kościół Maradony! Ci, którzy chcą przystąpić do stowarzyszenia, muszę przejść chrzest. Polega na… strzelaniu gola.