Mistrzyni pozorów i dyskrecji
Była kochającą żoną i perfekcyjną Pierwszą Damą. Wykreowała obraz idealnej rodziny, choć jej małżeństwo nie było doskonałe. Później konsekwentnie unikała życie w świetle fleszy. Nie napisała wspomnień, a w testamencie zastrzegła, by nigdy nie publikowano jej prywatnych listów. Życie Jackie wciąż budzi emocje.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Jacqueline Lee Bouvier urodziła się 28 VII 1929 r. w Southampton w stanie Nowy Jork. Była bystrą i ciekawą świata dziewczyną. Studiowała historię, sztukę i literaturę na paryskiej Sorbonie, uniwersytecie Waszyngtona oraz Geogetown. Miała świetne pióro i po kończeniu szkoły otrzymała etat dziennikarki w prestiżowym „The Washington Tomes-Herald”. Właśnie dzięki pracy poznała Johna F. Kennedy’ego – przeprowadziła z nim wywiad, gdy w 1952 r. został wybrany do Senatu. Uroda, inteligencja i cięty język sprawiły, że młody senator uległ jej urokowi. Pobrali się we wrześniu 1953 r.
WSZYSTKO DLA MĘŻA
Jackie została panią senatorową i wszystko podporządkowała mężowi. – Uważano mnie za snobkę, która nie cierpi polityki. Mimo to John nigdy nie prosił, abym się zmieniła – wspominała. Krytykowano jej rozrzutność. Wydawała tysiące dolarów na stroje i fryzjera, ale wyrozumiały maż przymykał na to oko.
Marzeniem obojga były dzieci. W 1956 r., kiedy Kennedy ubiegał się o nominację na wiceprezydenta, Jackie poroniła. Wkrótce ponownie zaszła w ciążę i w listopadzie 1957 r. przyszła na świat córeczka Caroline. Trzy lata później spodziewała się kolejnego dziecka, a jej mąż walczył o prezydenturę. Nie mogła towarzyszyć mu w kampaniach podróżnych, ale pisała listy do… politycznych działaczy, publikowała cotygodniowy felieton „Małżonka prezydenckiego kandydata” i występowała w telewizji. John wygrał, a pod koniec listopada 1960 r. urodził się John J. junior.
SZCZĘŚLIWE LATA IKONY STYLU
Obawiała się przeprowadzki do Białego Domu, bo brutalny świat wielkiej polityki wcale jej nie pociągał. – Tytuł „First Lady” brzmi jak imię konia wyścigowego – mówiła. Jednak Ameryka pokochała ją bezgranicznie. Zachwyciła się także jej stylem. Zackie nosiła sukienki bez rękawów, dopasowane żakiety, kapelusze,toczki i wielkie ciemne okulary. Wszystkie Amerykanki chciały wyglądać jak Pierwsza Dama. Co ciekawe, JKF wymagał od żony, by kupowała wyłącznie ubrania amerykańskich firm, a ona uwielbiała francuskich kreatorów. Zleciała więc… szycie kopii strojów od Channel nowojorskiemu butikowi. Za zgodą twórców oryginału doszywano do nich amerykańską metkę. – Spodziewałam się, że będę jak rybka w szklanym słoju. Później zrozumiałam, że był to najszczęśliwszy okres w moim życiu – wspominała po latach. Jak bardzo ta deklaracja odbiegała od prawdy, wiedziała tylko ona sama. Dopiero w latach 90. XX w. zaczęto głośno mówić o tym, że prezydenckie małżeństwo dalekie było od ideału. Uwielbiany przez wszystkich JFK miał słabość do płci pięknej, a Jackie doskonale wiedziała o jego rozlicznych romansach i wylała przez nie morze łez. Zachowywała jednak pozory, prezentując świat u obraz kochającej się rodziny. Gdy 22 listopada 1963 roku padły strzały w Dallas, została 34-letnią wdową. Nie chciała stać się symbolem narodowej żałoby. – Moje życie nie zatrzymało się w miejscu – tłumaczyła. Szukając prywatności, przeprowadziła się do Nowego Jorku, ale prasa nie dawała jej spokoju. Ona jednak z żelazną konsekwencją nigdy nie komentowała plotek na swój temat. Była bardzo dyskretna. Dlatego tyle emocji wzbudziła książka wywiad-rzeka opublikowana w 2011 r. za zgodą jej córki. Pięć lat po śmierci JFK wyszła za najbogatszego wówczas człowieka świata, Arystotelesa Onassisa. Mówiono, że się sprzedała – kontrakt małżeński opiewał na miliony dolarów, ale Jackie u boku męża znalazła spokój (i luksus) , którego tak potrzebowała. Niestety, sielanka trwała krótko. Jego widywano w Paryżu z dawną kochanką Marią Callas, ona imprezowała z przyjaciółmi w Nowym Jorku. Onassisowi zaczął przeszkadzać styl życia żony. Zmarł, nim doszło do rozwodu. Wróciła do USA i zatrudniła się w jednym z nowojorskich wydawnictw. Spotykała się z autorami, redagowała teksty – była w swoim żywiole. Ostatnim mężczyzną jej życia był Maurice Tempelsman, belgijski handlarz diamentów. W 1994 r. zachorowała na raka. – Ludzie myślą, że to wyrok, ale ja go pokonałam! – mówiła. Jednak gdy pojawiły się przerzuty, odmówiła dalszego leczenia. Odeszła we śnie w swoim domu 19 V 1994 r. Spoczęła obok pierwszego męża.