Krytyka słabej władzy
W tym roku mija 40. lat od premiery pierwszego odcinka „Kariery Nikodema Dyzmy” – serialu do dziś uznawanego za perłę polskiej kinematografii. Serial nie powstałby jednak bez Romana Wilhelmiego, który po mistrzowsku zagrał główną role. Ten jednak długo nie chciał przyjąć propozycji.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Ekranizacja słynnej powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicz już z chwilą swojej telewizyjnej premiery wzbudziła zachwyt widzów, a jej ponadczasowe przesłanie sprawia, że serial do dziś ma sowich miłośników.
Zrealizowana z dużym rozmachem produkcja opowiadająca o zawrotnej karierze bezrobotnego urzędnika w czasach międzywojnia, który wykorzystując naiwność i głupotę wysoko postawionych przedstawicieli ówczesnej elity, dochodzi do wysokich urzędów państwowych, nigdy by jednak nie powstała, gdyby nie chęć rewanżu samego autora powieści.
Podobno bowiem pomysł zrodził się w w głowie pisarza, gdy – będąc jeszcze skromnym dziennikarzem – został pobity przez oficerów Piłsudskiego w odpowiedzi na krytyczny felieton. Dołęga-Mostowicz postanowił wiec, tworząc postać Dyzmy, skompromitować elity władzy i układy towarzysko-polityczne.
Wiele lat później na srebrny ekran zdecydował się przenieść reżyser Jan Rybakowski, który postawił jednak jeden warunek: główną rolę mógł zagrać wyłącznie Roman Wilhelm. Ten mimo początkowych obiekcji przyjął rolę.