Na wizji było bez „Rasputina”
Tego roku nie odbędzie się festiwal sopocki. A jeszcze niedawno było ich kilka. Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie wymyślił Władysław Szpilman, mając nadzieję, że dzięki temu świat pozna polskie przeboje.
Sopot był wtedy dla nas oknem na świat. Także dla innych krajów zwanych demoludami. Goran Bregovic cieszył się jak dziecko, że wreszcie jest w Sopocie. Przyjechał, żeby zaprezentować płytę, którą nagrał z Kayah. – Od dziecka o tym marzyłem. Opera Leśna była mnie symbolem wielkiego świata, oglądaliśmy festiwal całymi rodzinami, ulice się wyludniały – powiedział. U nas było to samo. 25 sierpnia minie pięćdziesiąt lat od pierwszego sopockiego festiwalu. Żadnych fajerwerków nie będzie. Może więc chociaż fajerwerki wspomnień. Rok 1979. Do Sopotu zaproszono zespół Boney M. Początkowo z lekka temu nie dowierzaliśmy. Od kilku lat lansowali hit za hitem. Singiel „Ribers Of Babylon” przez 40 tygodni okupował brytyjską listę przebojów. Byłam na tym koncercie. Publiczność szalała. Zastanawialiśmy się, czy zaśpiewają „Rasputin”, bo piosenka była zabroniona w Związku Radzieckim i w naszym radiu też raczej się tego nie grało, żeby „nie urazić towarzyszy radzieckich”. Zaśpiewali, ale usłyszała tylko Opera Leśna. Ze względu na „Rasputina” koncert nie była nadawany na żywo, tylko następnego dnia. Piosenkę się wycięło i spokój. W 2005 roku Maizie Williams, z oryginalnego składu Boney M, była gościem Wideoteki. Pamiętała tamten Sopot. Nie zdziwiła się, ze koncert nie szedł na żywo, a „Rasputina” wycięto. Rok przed przyjazdem do Polski Boney M, na zaproszenie Breżniewa, dał koncert na Placu Czerwonym. Wtedy uprzejmie ich poproszono, żeby nie śpiewali „Rasputina”. – Bo w tekście były słowa, że uwiódł on nawet carycę, a carycy należy się szacunek. Nie wiedziałam tylko, że i u was caryca była tak ważna – powiedziała.
Następne sopockie fajerwerki za tydzień, bo przecież „szanujemy wspomnienia”.
Feleton Marii Szabłowskiej