Artysta zawsze pokonuje tremę
To już ostatnia część sopockiego tryptyku, na 50. jubileusz festiwalu. Warto przypomnieć niektóre koncerty, bo przecież „momenty były”. Michał Bajor znalazł się w Sopocie po raz pierwszy w 1973 roku, po sukcesach w Zielonej Górze.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Miał wtedy 16 lat i poczuł się naprawdę w wielkim świecie. Za kulisami zobaczył po raz pierwszy – z bliska – Marylę Rodowicz, ubraną w swoją słynną bananową spódnicę. Michał akurat trzymał w ręku parówkę z musztardą, która z wrażenia wypadła mu z ręki i niebezpiecznie potoczyła się w stronę spódnicy. Jakimś cudem nie uczyniła żadnej szkody. – Masz szczęście młody człowieku – powiedziała Maryla, wyszła na scenę zaśpiewać „Małgośkę” i wygrała. Michał postanowił wrócić do Sopotu i to z recitalem. Był rok 1986. Nic nie zapowiadało wielkiego sukcesu. Bajor był wtedy utytułowanym przedstawicielem piosenki aktorskiej. Dyrektor artystyczny tamtego festiwalu Wojciech Trzciński (dziś Fabryka Trzciny), bardzo odważny człowiek, postanowić przełamać festiwalową konwencję i dać publiczności coś ambitniejszego, czy recital Edyty Geppert i Michała Bajora. Przed nim występował zespół italo-disco „Mil kand Coffee”. Opera Leśna szalała, falowała, wszyscy śpiewali, artyści bisowali… a za kulisami stał przerażony Michał, któremu robiło się słabo na samą myśl, że teraz ma wyjść z „Walem na tysiąc pas”. Poprosił nawet Grażynę Torbicką, prowadzącą koncert, by wybłagała u reżysera Jerzego Gruzy wcześniejsze zakończenie tej części, a Michał zaśpiewałby już po przerwie. Gruza nie zgodził się i powiedział – Chce być artystą, niech walczy. Już przy drugiej piosence widownia się wyciszyła. A potem był już tylko huragan braw, gratulacje i Nagroda Dziennikarzy. W grę wchodziły dwie kandydatury: Edyty albo Geppert, ponieważ Geppert miała już za sobą spektakularne sukcesy w Opolu, postanowiliśmy, że będzie to Bajor. Michał z dnia na dzień stał się gwiazdą. Taką moc miały kiedyś sopockie festiwale.
Felieton Marii Szabłowskiej