Czy kradzież do kwoty 10 zł będzie teraz bezkarne?
Całkiem nieoczekiwane skutki ma głośny przypadek komendanta więzienia, którego sąd w Koszalinie skazał z powodu zapłacenia 40 zł grzywny za niedorozwiniętego umysłowo człowieka, posadzonego do kryminały za kradzież batona w sklepie spożywczym.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Przy tamtej okazji zasłynęła sędzia Renata Gawrysiak, która uzasadniając wyrok dowodziła: „to, że nie można przypisać winy z uwagi na chorobę psychiczną, nie oznacza, że kradzież nie miała miejsca” najwyraźniej nieświadoma odwiecznej maksymy prawa karnegio „nullum crimen sine cupla” (nie ma przestępstwa bez winy). W tamtej sprawie wymiar sprawiedliwości, w imię fałszywie pojętego rygoryzmu, dopuścił się wszelkich możliwych absurdów w swoim postępowaniu. Niedorozwinięty człowiek nigdy nie powinien był stanąć przed sądem. Jeśli już stanął – to sędzia winien był umorzyć taki proces. A skoro go już skazał – to inny sędzia winien był odmówić umieszczenia chorego w więzieniu. A jeśli już to wszystko się wbrew rozumowi stało, to należało podziękować komendantowi więzienia, który zrozumiał to, czego nie rozumieli ani policjanci, ani sędziowie i doprowadził do uwolnienia niepełnosprawnego umysłowo.
Wydawało się, że państwo wyciągnie z tej surrealistycznej historii jakieś sensowne wnioski. Zwłaszcza, że jak interweniowała prof. Irena Lipowicz – rzecznik praw obywatelskich, ponoć w przepełnionych polskich więzieniach trzyma się ok. 260 skazanych za drobne kradzieże niedorozwiniętych ludzi, o poziomie umysłowym – jak mówiła – trzy – lub pięciolatka. Można więc było oczekiwać, że prezesi sądów wyciągną konsekwencję wobec sędziów skazujących ludzi niedorozwiniętych na kary aresztu. Należało sądzić, że szef policji pouczy swoich podwładnych, iż słuszny postulat „zero tolerancji” nie oznacza oskarżenia przed sądem ludzi, którym nie można przypisać żadnej winy, ani umyślnej, ani nieumyślnej. Wreszcie można było zakładać, że minister sprawiedliwości albo Sąd Najwyższy wytłumaczy sędziom, że państwo prawa nie polega – za przeproszeniem – na osadzeniu wariatów w więzieniach razem z kryminalistami.
Ale w Polsce nic takiego nie nastąpiło. Stało się za to cos zgoła nieoczekiwanego. Oto prokurator generalny Seremet wystąpił z projektem ustawy, która ma.. całkowicie zlikwidować odpowiedzialność sprawców drobnych kradzieży w sklepach, nawet, jeśli są oni najzupełniej normalni, doskonale wiedzą, że są złodziejami i można im bez wątpliwości przypisać winę. I tak przysłowiowe dziecko ma zostać wylane razem z kąpielą. Niby ta całkowita nieodpowiedzialność ma dotyczyć „kradzieży incydentalnych”, a właściciel sklepu będzie mógł zażądać ukarania sprawcy. Tylko warto by sobie powstać kilka pytań. Kto i jak stwierdzi ową „incydentalność” kradzieży, jeśli w wyniku takiej zmiany w kodeksie wykroczeń, w dużych miastach powstaną wykwalifikowane oddziały złodziei kradnących co dzień w innym sklepie? Jakim prawem państwo chce przerzucić niewygodną decyzję o ściganiu drobnych złodziei na handlowców?
Czy to właściciel sklepu spożywczego ma teraz podejmować decyzję za policję i sędziego? I kto weźmie odpowiedzialność za straty, jakie będą ponosić w przyszłości handlowcy?
Najwyraźniej prokurator generalny zapomina, że zmiany prawne mogą mieć także całkiem niezamierzone konsekwencje. Dopiero co podwyższono próg przestępstwa kradzieży z 250 zł do ¼ minimalnej pensji, co sprawia, że sklepowe kradzieże mają dziś niemal wyłącznie status wykroczeń. Teraz kradzież do 10 zł ma nie być nawet wykroczeniem. Każdy, kto rozumie trochę mechanizm działania prawa wie, że „depenalizacja” (czyli zniesienie kary) jakiegoś zachowania oznacza faktycznie zachętę do jego podejmowania.
Trudno tylko pojąć dlaczego Państwo Polskie chce zachęcić obywateli do dokonywania w sklepach drobnych kradzieży.