Tragiczny pożar w Potaszni
71-letnia mieszkanka Potaszni zginęła w pożarze, który wybuchł w jej domu poniedziałek, 10 lutego. Ogień całkowicie strawił też wnętrze budynku.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Dom mieszkanki Potaszni, w którym kobieta mieszkała sama, leży na uboczu wsi, w odległości kilometra od najbliższych sąsiadów. Pożar zauważono po godz. 9 rano. Zawiadomiony dyżurny straży skierował na miejsce zdarzenia 8 jednostek straży pożarnej, które przez kilka godzin walczyły z żywiołem. Pierwsza przybyła 4-osbowa załoga z OSP Gądkowice.
Dojeżdżając, strażacy widzieli języki ognia i gęsty dym wydobywający się z domu. Przed domem zastali brata właściciela domu, który poinformował strażaków, że nigdzie nie ma jego 71-letniej siostry, więc nadal może ona znajdować się w płonącym budynku. Wtedy druhowie ubrani w aparaty tlenowe podjęli próbę wejścia do środka. Niestety, ogień był tak duży, że przeszukanie domu było niemożliwe. Wybito więc szyby w oknach, próbując usłyszeń ewentualny krzyk poszkodowanej, i jednocześnie podając wodę na trawiący wnętrze ogień.
Następnie na miejsce dojechały 4 zastępy PSP Milicz, w tym zastępca komendanta powiatowego PSP w Miliczu mł. bryg. Grzegorz Zmaczyński i zastępca dowódcy jednostki ratowniczo – gaśniczej mł. kpt. Artur Nakonieczny. Chwilę później dojechały jednostki z OSP Bartniki, OSP Potasznia i OSP Czatkowice, a także zespół ratownictwa medycznego i policja.
Strażacy odłączyli energię elektryczną od budynku, a następnie podali dwa prądy wody w natarciu. Ogień wówczas na tyle zelżał, że grupa strażaków weszła do środka, by poszukać właścicielki mieszkania; część z nich natomiast podała trzeci prąd w natarciu już wewnątrz budynku. Poszukiwanie kobiety utrudniało jednak duże zadymienie, a do tego w trakcie poszukiwań zawaliła się część drewnianego stropu, co zmusiło strażaków do wycofania się na zewnątrz. Poszukiwania kontynuowano z zewnątrz budynku, przez okna, z zachowaniem możliwości natychmiastowej ewakuacji ratowników. Po dłuższej chwili w kuchni na parterze znaleziono ciało kobiety. Nie udało się jej uratować. – Do końca mieliśmy nadzieję, że właściciele domu dało się wydostać na zewnątrz i że nie ma jej w środku. – Niestety, na pomoc było już za późno – powiedzieli nam druhowie z OSP Gądkowice.
Na miejsce wezwano prokuratora, który po dokonaniu oględzin skierował zwłoki kobiety na sekcję do Zakładu medycyny Sądowej. Policja natomiast wszczęła dochodzenie, którego celem będzie ustalenie, co było przyczyną pożaru.
Jeszcze przez kilka godzin strażacy gasili, a następnie dogaszali pożar. Przy użyciu drabiny mechanicznej rozebrali też poszycie dachu i wynieśli na zewnątrz szczątki spalonych sprzętów, przewietrzając równocześnie wszystkie pomieszczenia budynku. Sprawdzono też budynek kamerą termowizyjną, szukając zarzewi ognia, oraz czujnikiem wielogazowym, by sprawdzić budynek na obecność tlenku węgla. Akcja trwała blisko 5 godzin.
We wtorek, 11 lutego na miejscu ponownie pojawili się policjanci wraz z biegłym. Przyczyny7 pożaru będą jednak znane dopiero po przeprowadzeniu szczegółowej ekspertyzy przez biegłego.