Pod wigilijną gwiazdą
Była mroźna zima 1798 roku, nadchodziły święta. W dworku Państwa Mickiewiczów trwały przygotowania do Bożego Narodzenia. Pani Barbara Mikiewiczowa oczekiwała narodzin drugiego dziecka. Mały dwuletni Franuś miał nadzieję, że to będzie braciszek…
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Nadszedł dzień Wigilii. Po uroczystej wieczerzy złożonej z dwunastu potraw, po ukołysaniu Franusia do snu, państwo Mickiewiczowie postanowili udać się na pasterkę do kościoła w Nowogródku.
– Jak się czujesz duszko, zali naprawdę możemy jechać? – dopytywał troskliwie pan Mikołaj.
– Znakomicie! Do narodzin jeszcze dni kilka, możemy jechać, taka piękna noc i sanna będzie wyśmienita – opowiedziała pani Barbara.
I pojechali… Zrazu pogoda była piękna, ale w połowie drogi nagle zerwała się śnieżna zadymka. Powożący saniami stary woźnica Kacper stracił orientację i zgubił drogę w zawiei, tym bardziej, że na zachmurzonym niebie nie można było dopatrzeć się ani księżyca, ani gwiazd.
Nagle pani Barbara chwyciła rękę męża i drżącym głosem powiedziała:
– Coś śpieszno naszemu maleństwu na ten świat…
Pan Mikołaj był przerażony – noc ciemna, zadymka, ani wiadomo gdzie są…
– Panie, widzę światło, tam musi ludzie mieszkają – odezwał się woźnica.
I ruszyli w drogę, w stronę nikłego światełka. Po pół godzinie stanęli przed małą karczmą. Na progu stanął jej właściciel – stary Jankiel, słynny w okolicy z pięknej gry na cymbałach.
– Izba potrzebna i jakowaś znająca się na rzeczy kobieta, żona rodzi! – zawołał pan Mikołaj drżącym ze zdenerwowania głosem.
– Gdzie ja tu panu wolną izbę najdę? Strasznie dużo gości w karczmie, wszystko zajęte i jaśnie pani spokoju mieć nie będzie. Ale zaraz, mam nowiuteńką stajenkę. Czysto tam, ciepło. Zaraz pościel naniosę i po starą zielarkę poślę. Ona tu u okolicznych bab porody odbiera… – mówił szybko zatroskany Jangiel.
– Niech i tak będzie – szepnął zrezygnowały pan Mikołaj.
Po niespełna godzinie do chodzącego niespokojnie przed stajenką pana Mikołaja podeszła stara zielarka o mądrych, przenikliwych oczach.
– Ma pan syna, panie sędzio. Piękny chłopak!
Uradowany pan Mikołaj pobiegł do żony. Pani Barbara oparta o okryte pościelą i ciepłą szubą męża bale siana, blada, ale szczęśliwa trzymała na ręku maleńkiego, czarnowłosego chłopczyka, owiniętego w jej ciepłe szale, bo przecież nie zabrała z sobą pieluszek i wyprawki.
– To nasz Adaś, sam, sobie to imię wybrał, rodząc się w noc wigilijną – powiedziała i podała mężowi dziecko.
– Adam Bernard – powiedział wzruszony pan Mikołaj, dodając do Adama zaplanowane wcześniej dla potomka imię.
W tej chwili na ciemnym niebie zaświeciła gwiazda tak jasno, jakby była ową gwiazdą betlejemską sprzed wieków, a zadymka nagle ucichła. Mądra stara zielarka powiedziała:
– Ten mały chłopczyk będzie kimś wielkim i wyjątkowym. Urodził się pod wigilijną gwiazdą, będzie miał wielką moc!
I miała rację stara zielarka, bo mały Adaś, urodzony 24 grudnia 1798 gdzieś pod Nowogódkiem, został wielkim polskim poetą, wieszczem narodowym. A moc jego poezji krzepiła serca Polaków w najtrudniejszych latach zaborów.