Niepokorny żandarm
Louis de Funès rozsławił francuską komedię na cały świat. Rozweselanie ludzi stało się celem jego życia, choć jemu samemu zbyt wielu powodów do śmiechu nie dało.
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Młodość przyszłej ikony europejskiego humoru upłynęła w cieniu dwóch wojen światowych. Louis de Funès urodził się w 1914 r. jako syn zubożałych hiszpańskich arystokratów. W domu nigdy się nie przelewało, a sytuacja finansowa pogorszyła się jeszcze wraz ze śmiercią jego ojca. Cała opieka nad Louisem spadła wówczas na jego matę, której trudny, wybuchowy charakter na skrytego i nieśmiałego człowieka. Po latach choleryczne usposobienie matki stało się dla niego inspiracją do stworzenia własnego, unikatowego stylu gry aktorskiej – opartego na przesadnej ekspresji i gestykulacji. Droga do kariery aktorskiej była jednak wyjątkowo długa.
CZEKAJĄC NA SUKCES
De Funès imał się różnych zajęć, aby związać koniec z końcem. Jego wyjątkowo nisko wzrost i drobna postura sprawiły, że nie przyjęto go do wojska. Postanowił więc spróbować sił w aktorstwie. W teatrze poznał swoją pierwszą żoną, z która po trzech latach, wraz z wybuchem II wojny światowej, Louis w końcu został wcielony do armii. Jego małżeństwo nie przetrwało do końca wojny.
Los z czasem jednak zaczął być dla niego łaskawszy. Na początku lat 40. poznał swoją drugą żonę Jeanne, a w 1946 r. zdebiutował jako statysta w komedii „Kuszenie Barbizona”, choć przez długie lata powierzano mu tylko drugo- i trzecioplanowe role. Gdy sukces w końcu przyszedł, aktor był już dojrzałym mężczyzną. Wspólnie z reżyserem Jeanem Giraultem stworzyli całą serię wybitnych komedii, które w latach 60. i 70. przyciągały do kin tłumy. „Żandarm z Saint-Tropez” z 1964 r. doczekał się aż pięciu kontynuacji, wielką popularnością cieszyła się także trylogia o Fantomasie.
Z DALA OD FLESZY
Fala ogromnej popularności krępowała jednak aktora. Starał się unikać towarzystwa, przez co w środowisku filmowych nie był zbyt lubiany. Zamiast chodzić na przyjęcia, wolał spędzać czas w ogrodzie i hodować ukochane róże. Często też chodził do kina na filmy ze swoim udziałem i pilnując, aby nikt go nie rozpoznał, z niepokojem obserwował, czy publiczność dobrze się bawi. Do śmiechu podchodzi zawsze bardzo poważnie. Twierdził, że „śmiech jest dla duszy tym samym czym tlen dla płuc”. Dlatego chciał nieść go ludziom, pracując do samego końca. Zmarł w wieku 86 lat po trzecim zawale w 1983 r.