Zabiła się ze strachu przed egzaminem

Koszmarne znalezisko nad jedną z łódzkich rzek. Pracownicy wycinający drzewa znaleźli tam na wpół rozłożone zwłoki młodej kobiety – w pozycji siedzącej, opartej o pień drzewa. Obok ciała leżały jej dokumenty i ostre narzędzie. Okazało się, że była to Ola Maliszewska (†25 l.), studentka z Łodzi, o której zaginięciu pisaliśmy w zeszłym tygodniu. Co jej się stało?
Masz zdjęia lub film do tego artykułu? Wyślij je do nas!
Udostępnij to
– Ślady zabezpieczone na miejscu wskazują z dużym prawdopodobieństwem, że przyczyną śmierci mogło być samobójstwo – mówi Adam Kolasa z łódzkiej policji.
Ola przepadła jak kamień w wodzie 26 maja. Ostatnią osobą, która ją widziała, był jej chłopak Mateusz, z którym wspólnie wynajmowała mieszkanie w wieżowcu przy al. Śmigłego-Rydza. To on tego samego dnia wieczorem zaalarmował mieszkająca w Warszawie matkę swojej dziewczyny. Kobieta natychmiast zgłosiła zaginięcie córki policji.
Śledczy od początku przyjęli kilka wersji. Były wśród nich uprowadzenie, zabójstwo lub samobójstwo.
Ola mogła się targnąć na własne życie z powodu stresów związanych z nauką. Młoda kobieta była w trakcie obrony pracy magisterskiej. Wprawdzie zaliczyła część praktyczną egzaminu, ale miał duże problemy z teorią.
Do czwartku jej bliscy zyli jeszcze nadzieją, że nie doszło do najgorszego. Tego dnia jescnak pracownicy firmy, która na zlecenie Zakładu Energetycznego wycinała drzewa pod linią wysokiego napięcia w okolicy rzeki Olechówki, natknęli się na jej zwłoki. Ułożone były w pozycji siedzącej, oparte o pień ściętego drzewa. Obok leżały jej dokumenty oraz ostre narzędzie. Zwłoki były w stanie znacznego rozkładu, co może sugerować, że Ola popełniła samobójstwo w dzień zaginięcia.
– Usytuowanie zwłok zdaje się sugerować, że śmierć mogła mieć charakter samobójczy – mówi Krzysztof Kopania (50 l.), rzecznik prasowy łódzkiej prokuratury.